3.11.2013

208. zapowiadana space opera

Odpowiedzialność za niniejszy wpis ponoszą Gwylliam i Draken. Ten pierwszy zapytał wprost o co chodzi z całą tą space operą, ten drugi uparcie i cierpliwie zapytywał wydawnictwo Powergraph, kiedy się ona ukaże. I niedawno okazało się, że trafi ona na rynek niedługo. 

Kiedyś, dawno dawno temu, wydawało mi się, że space opery nie pisze u nas (znaczy, w kraju) prawie nikt. Mocno mnie to dziwiło, bo przecież opowieści o dzielnych wojownikach rozmaitych ras w śmigłych kosmolotach walczących ze złem przyczajonym w hiperprzestrzeniach nie wydawały mi się bardzo różne od opowieści o dzielnych wojownikach rozmaitych ras na śmigłych rumakach walczących ze złem przyczajonym w mrocznych pałacach. Tymczasem fantasy pisał co trzeci, a może nawet co drugi młody polski autor, a space opery prawie nikt. Ponieważ w dodatku wychowałem się m.in na kosmicznych strzelaninach poczułem chęć, by spróbować swych sił w takiej właśnie awanturze. Działo się to naprawdę dawno temu.

Kiedy ja mozoliłem się nie tylko z napisaniem pierwszej swojej powieści, ale także, z pracami związanymi z jej wydawaniem, znaleźli się tacy, którzy mnie wyprzedzili. I doświadczeni, jak Rafał Dębski, czy Maja Lidia Kossakowska i nawet debiutanci. Inni wydawali, ja grzązłem. Teraz, możliwe, że dzięki uprzejmości i cierpliwości Kosików wreszcie wypełznę na spaceoperowy brzeg.

O czym to jest? Klasycznie - o wojnach, pościgach i spiskach. Raczej nie załapię się w szeregi neospaceoperowców, chociaż diabli tam wiedzą jak ktoś postanowi mnie zaklasyfikować. Kilka lat  temu wydawało mi się, że świat stworzyłem oryginalny, teraz brakuje mi już tej buty. Uparłem się odpowiedzieć na pytanie jak mogło dojść do tego, że ludzkość nie tylko rozpełzła się po całej galaktyce, ale też, w jaki sposób międzygwiezdna turystyka, międzyplanetarny handel i wojny toczone na kosmiczne odległości mogą być opłacalne? A że nie chciałem skorzystać z wytrychu hiperprzestrzeni musiałem wymyślić własne silniki, paliwa i metody śmigania po przestrzeni. To zdecydowało o kształcie całego świata i większości fabuły. Jeśli kogoś zainteresowałaby odpowiedź: "skąd się wzięły te pomysły", odpowiedź jest bardzo prosta - najpierw pojawił się silnik.

No dobrze, ale o czym to jest?
Jak to w space operach bywa, dobiega końca potężna wojna. Mroczne czasy nastały dla rebelii, właściwie już stłumionej. Oddział żołdaków triumfującej strony, dowodzony przed podoficera o ksywie Pniak, należy do tych, którzy na ostatnią trawioną niepokojem planetę przybyli właściwie posprzątać. Modlą się do swoich bogów, by nic złego nie przytrafiło im się w samej końcówce wojny, nie zdając sobie sprawy, że gdy główny wróg został pokonany, wśród zwycięzców odżywają stare niesnaski i zaczyna się brutalna, choć mniej widowiskowa walka o łupy. Rozmaite koterie zabiegają o poparcie armii, a i generałowie mają własne pomysły na przyszłość podbitego świata. Walka nie dobiegła tak naprawdę końca, a prostaczkowie w mundurach dopiero teraz znaleźli się w poważnych opałach. Tym bardziej, że ktoś akurat oddział Pniaka wybrał na mięso armatnie nowego rodzaju i chce ich poświęcić na ołtarzu własnej błyskotliwej kariery.

Daleko od pola ostatniej bitwy pewien łaps do wynajęcia sączy drinka i myśli o tym, jak to fajnie byłoby móc po prostu się nudzić do końca życia. Niestety, do jego ulubionej knajpy wkracza damulka z wyższych sfer, śliczna jak malowanie, by zaproponować mu niezły zarobek, jeśli tylko podejmie się poszukać jej zaginionego brata. Ponieważ nie da się jeść nudy, łaps przyjmuje zlecenie. I wcale się nie zdziwi, gdy Stara Nu, wróżka skuteczna, bo podczepiona do wszystkich kamer w okolicy i opierająca jasnowidzenie na stałej łączności z kilkudziesięcioma źródłami informacji równocześnie, wywróży, że lada moment do knajpy przyjdzie tropem tej ślicznotki czterech twardzieli wyglądających na wrednych. Awantura, która z tego wyniknie zawiedzie łapsa w sam środek wielkiej, paskudnej bitwy trwającej przez dwa albo trzy rozdziały.

Czy właśnie o tym to jest?
Nie do końca. To część tła i bohaterów. Gdybym miał powiedzieć o czym to było w 2010 roku, kiedy po raz ostatni otwierałem plik z tą powieścią, byłaby to historia kilku ludzi połączonych próbą zrozumienia kto i dlaczego próbuje ich zabić w świecie, w którym trudno jest umrzeć do końca, ale w którym nawet wieczne życie pełne jest pułapek. I o jednym, który stara się zrozumieć kim jest i po co. I o tym, że przyzwoicie się zachować jest równocześnie bardzo trudno i całkiem łatwo. No i o wszechświecie, który wygląda trochę inaczej niż nasz, ale o którym nie mogę zbyt wiele powiedzieć, bo mam nadzieję, że przyjemność z lektury płynąć będzie także z jego odkrywania.

6 komentarzy:

  1. Moja wina... Przepraszam:)
    Pięknie mnie zachęciłeś. A jeśli zahaczyłeś o klimaty postludzkie, to już pełnia szczęścia.
    To kiedy dokładniej będzie można nabyć toto drogą kupna?

    gwylliam z telefonu
    :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Termin publikacji nie jest zależny tylko ode mnie, nie mogę się więc wypowiadać stanowczo i ostatecznie. Niemniej rozmawiałem ostatnio z Wydawcą o okolicach Pyrkonu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Noż kurde, Pyrkon? Czyly pod choinkę nie będzie. Dalej trzeba czekać.
    Jak tak dalej pójdzie, to się wkurzę, siądę, napiszę własną spejsoprę, znajdę wydawcę, wydam, sprzedam, a Twoja wciąż będzie w kolejce...
    Czego Ci nie życzę, o nie. Dużo bardziej lubię czytać niż pisać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Istnieją teoretyczne szanse, że pod choinkę będzie coś innego. Ale nie spejsoperowego.

      Usuń
  4. Rozkręcasz się aż miło. Nie mogę się doczekać na obie:-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Szybciej z tą polską space operą, bo już znudziło mi się czytanie Kołodziejczaka, a groźna nowa konkurencja (Cholewa) nie zasypia gruszek w kompocie eee... popiele.

    OdpowiedzUsuń