23.01.2014

213. serialowi muszkieterowie

Zacznę prosto i jasno. To jedna z najgorszych adaptacji powieści Dumasa, jaką widziałem. Jest fatalna pod niemal każdym względem. Oglądanie jej to starta czasu.

Dlaczego?

Twórcy serialu wyszli z założenia, że nie ma sensu opowiadać jeszcze raz tej samej historii, którą opowiadały pokolenia (dosłownie) filmowców. Dlatego postanowili przedstawić własną wersję przyjaźni mistrzów szpady. Nie ma w tym nic złego, różnorodność nie szkodzi. O tym, że warto opowiadać stare historie na nowo mogą zaświadczyć ostatnie przypadku Sherlocka Holmesa. Zarówno "House" i "Sherlock" to interesujące, udane seriale. Oczywiście, jeśli się zastanowić, to w przypadku muszkieterów założenie (wszyscy opowiadają w kółko tę samą historię) jest fałszywe, choć może nikt nie zwrócił na to uwagi. Tak naprawdę ostatnia wierna adaptacja powieści powstała (nie licząc filmów rosyjskich) w... 1974 roku. Kolejne ekranizacje były tworzone właśnie według tezy: "po co kręcić to samo". Dlatego jedna z nich mogła zacząć się od... rozwiązania jednostki muszkieterów, a Richelieu na jej końcu ginął. W kolejnej Anglicy przypuszczali na Francję inwazję powietrzną na sterowcach, a Milady była postacią pozytywną. W adaptacji "Wicehrabiego de Bragelonne" ("Człowiek w żelaznej masce") twórcy uznali za stosowne zabić D'Artagnana, po tym, jak odkryli przed widzem, że jest on ojcem króla Francji. Pomysł więc, że "nie warto opowiadać tej samej historii" jest chybiony, bo tak naprawdę nikt jej nie opowiada (za wyjątkiem Rosjan, ale to też nie do końca) od czterdziestu lat. Oryginalnym zamierzeniem byłoby więc zekranizowanie wiernej adaptacji powieści, bo dorosło i dojrzało pokolenie, które takiego filmu nie widziało, a książki mogło nie czytać.

Niemniej, własny pomysł na "Trzech muszkieterów" nie musi być wadą, o ile ktoś nie jest ortodoksyjnym wielbicielem powieści.

Informacje dla takich osób padną lada chwila. Jeśli komuś nie przeszkadza, że serial BBC America robi co może, byśmy o fabule powieści zapomnieli, może ten fragment pominąć.
Uwaga, od tego momentu będzie spoiler na spoilerze. Tak naprawdę nie ma to znaczenia, bo tego serialu nie warto oglądać.

Drodzy zwolennicy wiernych adaptacji. W serialu ojciec D'Artagnana nie był za młodu muszkieterem, a młody D'Artagnan nie jedzie do Paryża, by wstąpić w szeregi tej zacnej jednostki. Jadą do stolicy obaj, by złożyć królowi petycję przeciwko nakładaniu przez kardynała kolejnych podatków na Gaskonię. Rochefort się nie pojawia, ale D'Artagnan spotyka w gospodzie Milady, po czym natychmiast idzie z nią do łóżka. Przy czym jest to gospoda Paryska. D'Artagnana nie spotyka szereg pociesznych przypadków, w wyniku których umawia się po kolei na pojedynki z Atosem, Aramisem i Portosem. Owszem, krzyżuje z nimi szpady, ale dlatego, że chce zabić Atosa, którego obwinia o śmierć ojca. Po drodze spotyka Konstancję, która jest przyjaciółką trzech muszkieterów i chyba cieszy się u nich olbrzymim szacunkiem, bo kiedy ich opieprza kładą uszy po sobie i cierpliwie wysłuchują, co ma do powiedzenia. D'Artagnan nie zyskuje szacunku muszkieterów pojedynkując się z gwardzistami kardynała, bo nikt się z gwardzistami nie pojedynkuje (choć wspomina się o takich pojedynkach). Cała intryga, w okół której kręci się pilotowy odcinek nie ma nic wspólnego z powieścią i została zmyślona przez autorów scenariusza. I to widać, bo Dumas by czegoś tak idiotycznego nie napisał. Muszkieterów przed kardynałem broni w obliczu króla nie de Treville, ale królowa. Z zapowiedzi następnego odcinka wynika, że muszkieterowie będą w nim walczyć z kolesiem szykującym w Paryżu zamachy bombowe, by zabić króla. Jak widać, z oryginału twórcy serialu zachowali imiona części postaci (ale już niekoniecznie ich charaktery) i miejsce akcji, właściwie nic więcej.

Tu mogą zacząć czytać ci, którzy wierność powieści nie uważają za cnotę, a jej brak za wadę.
Serial jest złożony z scenek połączonych w całość siłą woli autorów scenariusza, przy czym autorzy ci traktują widza jak idiotę, zakładając, że tak się zachwyci ich wirtuozerią, że razem z nimi zapomni o kilku sprawach i nie zwróci uwagi na głupotę rozwiązań. A Milady jest brzydka. 
Uroda Milady to oczywiście kwestia gustu. Ale głupota i braki scenariusza już nie. Oto D'Artagnanowie, ojciec i syn, jadą do Paryża, by złożyć królowi petycję przeciw podwyższaniu podatków w Gaskonii. Oczywiście, Gaskończycy to ludzie dumni i porywczy, możliwe więc, że petycję podpisał wyłącznie D'Artagnan ojciec i uznał, że to wystarczy. Pozwolę sobie jednak poprzypuszczać, że zebrał na dokumencie przynajmniej podpisy sąsiadów, by dodać mu wagi.Jest więc to dokument bardzo ważny. Ojciec ginie zabity przez zamaskowanego bandytę, który uprzejmie się wszystkim przedstawia. D'Artagnan rusza zabić zabójcę. Potem dzieją się różne rzeczy, a o dokumencie nikt już więcej nie wspomina. Tak jest, cel podróży D'Artagnanów, misja, podczas której zginął ojciec głównego bohatera zostaje zapomniana i porzucona. Po co się nią przejmować, skoro D'Artagnan już do Paryża dotarł o spotkał kogo miał spotkać? Oczywiście, możliwe, że ten wątek powróci w późniejszych odcinkach. Nie do końca w to wierzę, ale kto wie?

Wspomniałem, że zabójca ojca D'Artagnana uprzejmie się przedstawił? Tak, ten sam facet, który zakrywa twarz by ukryć tożsamość, na wszelki wypadek ogłasza wszystkim jak się nazywa i w jakiej jednostce służy. Wbrew pozorom to ma sens, ponieważ stanowi część podłej intrygi podłego kardynała, mającej na celu oczernienie muszkieterów, którzy są mu solą w oku. Powiedzmy, że wszyscy, którzy następnie Atosa sądzą (bo bandyta przedstawia się każdemu: "jestem Atos, królewski muszkieter") uznali, że Atos zwyczajnie zwariował, albo jest głupi od urodzenia. Ale czemu nikt, ale naprawdę nikt z broniących Atosa podczas "rozprawy" nie zasugerował, że coś jest nie tak, skoro zabójca równocześnie ukrywa swoją tożsamość i ją nagłaśnia? Oczywiście, nie mógł tego zrobić de Treville, bo on w ogóle nic nie może. Tę postać przedstawiono w serialu jako typowego serialowego "kapitana policji" kochającego swoich ludzi ale srożącego się na nich za ich wybryki i zbierającego ciągłe cięgi "z góry".

Tak naprawdę rozprawa jest przykładem totalnej bezrefleksyjności wszystkich, ale naprawdę wszystkich postaci w tym serialu. Tu nikt nie myśli, nie wyciąga wniosków. Kardynał grzmi, że de Treville nie panuje nad swymi ludźmi, bo mordują po gościńcach. Gdy wychodzi na jaw, że to nie muszkieterowie, tylko gwardziści kardynała przebrani za muszkieterów nikt nie wypomina kardynałowi, że może to on stracił panowanie nad jednostką. Może dlatego, że wszyscy się kardynała boją? Sek w tym, że nikt się go nie boi (poza królem). Kiedy kardynał pyta Milady czemu zabiła jego agenta, ta zbywa go odpowiedzią, że... ja znudził. Traktuje najpotężniejszego człowieka w kraju i jednego z najpotężniejszych w Europie jak nic nie wartego chłystka. Więziony gwardzista ot tak rzuca kardynałowi w twarz co też mógłby mu zrobić i ani mu powieka nie drgnie, choć akurat o tej postaci wiemy na pewno, że jest tchórzem. Skoro więc prawie każdy kardynałem pomiata, to czego się bać? Oczywiście, potrafi on zabijać i wrzeszczeć na króla (tak jest, kardynał drze się na króla). Zabija nieszczęsnego gwardzistę i każe zabić swoją kochankę, bo ta zdradzała go z Aramisem. To zresztą najgorsza scena w historii adaptacji filmowych "Trzech muszkieterów" (a wliczam tu rosyjskie "para-paradujem" i Barbie-muszkieterkę). Kardynał wywozi kochankę do lasu, a tam mordują ją jego siepacze. Mordowana mści się jeszcze na kardynale wydzierając się na cały las: "Kocham Aramisa!". Poziom poniżej "M jak miłość" jak widać BBC potrafi osiągać z łatwością.

Kretynizmów jest bez liku. Brzydka Milady morduje agenta swojego szefa bo tak, Bohaterowie wyruszają w misję, jak się wydaje, daleko poza Paryż, ale potem, gdy trzeba szybko ściągnąć na miejsce akcji Konstancję (bo D'Artagnan wymyślił fortel), okazuje się, że to chyba jednak było metr albo dwa za bramą Paryża, bo ściąga ją na miejsce w mgnieniu oka (może się teleportowali?). Kilka scen jest kompletnie idiotycznych i wklejonych na zasadzie "bo tak", jak na przykład ostatnia scena pomiędzy Atosem i D'Artagnanem. D'Artagnan przyjmuje w niej pozycję "strzelam focha", żeby Atos zrozumiał jak bardzo go nie docenił. Atos rozumie i klepie bohatera po ramieniu a widz już rozumie, że ci dwaj właśnie zostali przyjaciółmi. Wszystko to bardzo ładne, ale bez sensu, bo Atos w żaden sposób wcześniej nie potraktował źle D'Artagnana, a D'Artagnan Atosa i owszem.

Cały pierwszy odcinek serialu to właśnie ciąg takich atrakcyjnych w zamierzeniu scen, które tak naprawdę nie mają sensu, jeśli tylko zastanowić się nad nimi przez ułamek sekundy. Jest więc "fajna" scena z Milady (brzydką) i D'Artagnanem w gospodzie, ale co Milady robi w gospodzie w Paryżu nie wiadomo. To znaczy wiadomo - zatrzymała się tam, żeby zabić agenta kardynała. Ale czemu go zabiła? E... 

A najgorszy w tym wszystkim jest kardynał. Niby sprytny, ale durny, niby silny, ale dający sobą pomiatać każdemu, niby dyplomata, ale na króla wrzeszczy. Niby chce się pozbyć muszkieterów (tłumaczy Milady jak mu przeszkadzają), ale gdy król sam mu proponuje rozwiązanie tej jednostki, nie zgadza się na to (CZEMU????????????). Peter Capaldi gra go trochę jakby miała być to postać komiczna, ale nie do końca. Obawiam się, że tak naprawdę nie wie, jak go zagrać. Chyba, że jest zwyczajnie słabym aktorem, co źle wróżyłoby nowym odcinkom "Doctora Who".

Strasznie się rozpisałem. Ale to dlatego że mnie, wielbiciela muszkieterów, ten serial zabolał jak mało który wytwór popkultury ostatnio. Myślałem, że sterowcowa wersja muszkieterów jest słaba. Myślałem, że ostatnia (2013) adaptacja rosyjska jest słaba. Niestety, na tle serialu BBC (!) one błyszczą. Ich twórcy przynajmniej wiedzieli o co im chodziło, starali się zachować wewnętrzną logikę. Twórcy z BBC zadbali jedynie o to, by wszystko ładnie wyglądało. I rzeczywiście, stroje są fajne. Praga nieźle udaje Paryż, choć jest to Paryż potwornie ciasny (plac muszkieterów, na którym ćwiczyli dotąd tłumnie, tak w powieści jak i w większości ekranizacji jest w serialu mniejszy niż moje podwórko). Być może paniom spodobają się w tym filmie mężczyźni. Feministki może ucieszą się z postaci kobiecych, bo co do jednej są silne i niezależne. Ale co ja mogę powiedzieć, skoro nawet Milady jest brzydka?



6 komentarzy:

  1. Jak przeczytałem:
    "Dlatego postanowili przedstawić własną wersję przyjaźni mistrzów szpady."
    To od razu pomyślałem sobie, że D'Artagnan zakochał się w Portosie, Atos w Aramisie, Rochefort to zazdrosny kochanek Atosa z czasów liceum, a Richelieu chodzi w czarnym lateksie przykrytym muślinową, purpurową komeżką. Cała ta pokręcona sytuacja uczuciowa skłania Konstancję ku Milady, która znowuż afekt swój kieruje na xięcia Buckingham, który, jak każde dziecko wie, podkochuje się w Ludwiku XIV, ale udaje, że w królowej, która płonie z pożądania ku Milady...
    No, z Twojej relacji wynika, że aż tak źle to jednak nie jest ;-)
    Ale dzięki za ostrzeżenie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Trudno mi wykluczyć taki rozwój sytuacji. Atos jest zniechęcony do kobiet po nieudanym małżeństwie, a pozostali mężczyźni mogą się tak bać silnych kobiet, że wybiorą własne towarzystwo. Kto wie?

    OdpowiedzUsuń
  3. 1. Najbardziej podobała mi się Praga jako Paryż. Aż chce się pojechać i sprawdzić, ile od siebie dodali scenografowie.
    2. E, Milady nie jest brzydka.
    3. Głupia była scena ze spowiedzią Milady. Czy ona specjalnie odwiedza spowiedników-fanatyków, żeby się z nimi drzaźnić? Zupełnie jak pewnym dowcipie o nadaktywnym seksualnie dziadku.
    3. Nie lubisz pa-pa-paradujemsja muszkieterów?
    4. Niesamowicie umroczniono kostiumy bohaterów. Jakby tradycyjne były zbyt kolorowe, zbyt operetkowe i zbytnio kojarzyły sie ze starymi filmami.
    5. Czekałem aż Capaldi wyciągnie śrubokręt soniczny. Jego kardynał jest tak wyrachowany i okrutny, że więcej w nim Ławrentija Berii niż Richalieu.
    6. Czy Hugo Speer (kapitan Treville) zawsze się tak krzywi? Oglądałem go ostatnio w Księdzu Brownie, gdzie identycznie grał policjanta.
    7. Naprawdę wysypali na praskie bruk mieszaninę ziemi ze słomą, czy mają w BBC lateksową atrapę, rozwijaną jak dywan?

    OdpowiedzUsuń
  4. Milady jest brzydka jak nie wiem co. Obiektywnie to może być nawet przyzwoicie wyglądająca kobieta, a i gusta są różne. Ale to jest Milady, wiesz, kobieta, dla której faceci (równo wszyscy) tracili głowy w przenośni i dosłownie. Jak szli ją ścinać (w powieści) w niespełna minutę potrafiła omotać strażników, tak, że Atos kazał im się w kółko zamieniać miejscami, bo nie byli pewni ci, którzy spędzili obok niej choć chwilę. A teraz zobacz jeszcze raz tą z filmu. Brzydka. Owszem, brzydka na tle, ale brzydka.

    Fakt, zapomniałem o scenie ze spowiedzią. Kolejny kretynizm wpisujący się w zasadę: "a teraz wrzucimy mocną scenę, nieważne, że bez sensu".

    Lubię para -paradujem muszkieterów, ale to chyba takie lubienie wyrosłe na nostalgii. Ci, którzy nostalgii nie czują chwytali się zwykle z głowy, gdy im to puszczałem.

    Kostiumy umroczniono, jak mi się wydaje, ze względu na dzisiejszą mroczną modę. Z drugiej strony np. w Człowieku w żelaznej masce" z hipergwiazdorską obsadą muszkieterowie też nosili czarne mundury. Ale fakt, że nie aż tak mroczne.

    Nie potrafię kupić Capaldiego jako Richelieu. Jest tak przerysowany, że aż karykaturalny. Nie pomagają minki, które strzela, gdy odwraca się czasem plecami do akcji, a twarzą do kamery, takie jego mimiczne komentarze "na stronie".

    OdpowiedzUsuń
  5. Wygooglałem tę Milady, jest w porządku, choć nieprzesadnie. Ale, ale -- od kiedy tracenie głowy wynika głównie z urody? Owszem, przyzwoicie wyglądać musi, lecz nie o to przecież chodzi. Inna sprawa, że zapach, aura, magnetyzm mogą nie przeciec przez ekran. I gorzej, gdyby miała bezpłciowy głos. Ma?

    OdpowiedzUsuń
  6. Heh, nie wiem jaki ma głos. Kompletnie nie zwróciłem na to uwagi. Więc chyba bezpłciowy:).

    I owszem, zgadzam się, że uroda to nie wszystko w przypadku Milady. Wdzięk, pewien urok, czar... ostatecznie TO COŚ może złożyć się na literacką/filmową kobietę zdolną uwodzić cały męski świat, nawet jeśli jej uroda nie będzie gasić gwiazd.

    Niestety tego Milady z BBC też nie ma.

    Gwoli porównania - dla mnie Milady wszechczasów pozostaje Faye Dunaway. Tyle, że ona pojawiła się w ekranizacji, w której Atosem był Oliver Reed, D'Artagnanem Michael York, Kardynałem Charlton Heston a Rochefortem Christopher Lee. Coś takiego się nie powtórzy.

    OdpowiedzUsuń