To chyba w GW, w artykule o South Park, przeczytałem, iż twórcy tego serialu podejrzewani są o kryptokonserwatyzm. Pośmiałem się wtedy z tego troszkę, ale ostatnio dochodzę do wniosku, że coś w tej nazwie jest. Zważywszy na losy ich nowego projektu - JC - rzeczywiście, intencje i przekaz Parkera i Stone'a pozostają dla części odbiorców ukryte. Tak, w każdym razie, zdaje się wynikać z reakcji na ich pomysły. Pal już sześć, że grozi zaskarżaniem ich kto tylko może (ostatnio EA Sports, za pomysł na grę o golfie, zmienioną w South Park w "beztroską" bijatykę Tigera Woodsa i jego żony, którą dzieciaki i cała Ameryka ekscytują się bardziej, niż jakimś nudnym golfem), gorzej, że cokolwiek by twórcy South Park nie robili - zawsze im się oberwie. Bo też sytuacja w jaką wpakował ich projekt JC przypomina przygody bohaterów ich serialu.
Czym jest projekt JC? Miał być to spin off South Park poświęcony postaci Jezusa. Gdy tylko wieść o tym przedostała się do opinii publicznej, amerykańscy chrześcijanie zapałali słusznym w własnym przekonaniu gniewem. Jakże to? Ci bezwzględni prześmiewcy Parker i Stone będą teraz naigrywać się z postaci Zbawiciela? NIE MA MOWY!
Nie chce mi się wyliczać akcji protestacyjnych, jakie natychmiast ruszyły (co zresztą dowodzi, że protestowanie stanowi hobby międzynarodowe). Oczywiście pojawiły się też groźby pozwów. Wara od mesjasza! Nie wolno Go wyśmiewać!
A teraz najśmieszniejsze - Jezus jest w South Park postacią zdecydowanie pozytywną. Owszem, ukazuje się go niekanonicznie - żyje wśród śmiertelników (poniekąd jest to zgodne z tym, co stanowi podstawę chrześcijaństwa, z tym, że katechizmy nie ukazują tego tak dosłownie), użera się z tymi samymi problemami, co my wszyscy i jest podatny na powszednie pokusy. Potrafi szukać swojego Ojca, by zapytać go o swoją rolę w świecie, albo z M-16 w ręku odbijać porwanego przez terrorystów Świętego Mikołaja. Kiedyś prowadził talkshow. Obrazuje - uwaga - wszystko to, z czym zmagają się chrześcijanie i chrześcijaństwo współcześnie, a może nawet i od wieków. W całym serialu, którego historia zaczęła się od stworzonego amatorsko filmiku o walce Jezusa z Świętym Mikołajem o prymat nad Świętami Bożego Narodzenia, twórcy ani przez moment nie naśmiewają się z Jezusa (podobnie zresztą, jak z Mahometa, w słynnych ocenzurowanych odcinkach). Ba - jedyną "religią", z której rzeczywiście się naśmiewali była scientologia (oczywiście scientolodzy wyrazili oburzenie, zagrozili pozwami, a odcinek nie był już nigdy emitowany powtórnie w USA i Wielkiej Brytanii). Oczywiście - South Park to komedia, bardzo drapieżna zresztą. Niemniej gdy w serialu tym pojawia się Jezus, ukazywane są poprzez niego bolączki jego wyznawców. Ukazywane kpiąco, to prawda, bo Parker i Stone to nie kaznodzieje telewizyjni domagający się kasy za "prawdy objawione". W sposób komediowy pokazują więc zagubienie ludzi religijnych (bo nie tylko chrześcijan) w współczesnym świecie, kryzysy wartości, kłopot z dosłownym odczytywanie świętych pism i ryzyko wpadania w łapy szalbierców. Kpią, ironizują, drażnią, ale więcej mówią o współczesności niż stosy uczonych publicystyk i tysiące kazań. I ani przez moment nie nabijają się z postaci Jezusa, choć wyśmiewają to, co potrafią z nią zrobić cnotliwi wierni. Nic nie wskazuje na to, że w serialu JC miałoby być inaczej.
Ale by to dostrzec, cnotliwi Amerykanie (ale i wierzący innych nacji) musieliby spojrzeć ponad swoje hasłowe zacietrzewienie. Na przykład sięgnąć po gazetę Wyborczą i ze zdumieniem dowiedzieć się, że ci, których mają za nieprzyjaciół Boga to w istocie "kryptokonserwatyści". Jakkolwiek zabawnie to brzmi.
Pozostaje teraz czekać, aż zażarci a samozwańczy obrońcy chrześcijaństwa dostrzegą sinfest, w którym postać Jezusa pod wieloma względami przypomina tą z South Park.
Patrz, a ja nadal nie widziałem żadnego odcinka South Park.
OdpowiedzUsuń