15.10.2012

195. nie wstrzymałem

Jeden z nielicznych ulubionych moich zespołów do cna punkowych nagrał kiedyś kasetę (może płytę też, ale w moje ręce trafiła tylko kaseta) pod ultrapunkowym tytułem: "Trzy akordy, darcie mordy" (albo jakoś tak). Kaseta ta pełna jest kawałków o tekstach wiekuistych, z których najbardziej zapadł mi w pamięci finał utworu "Love kills" brzmiący mniej więcej tak:
"Pewnej nocy nie wstrzymałem/wziąłem z kuchni nóż/i ją kurwa zajebałem/ZAJEBAŁEM/ZAJEBAŁEM!!!". Cytuję z pamięci, po latach od ostatniego kasety wysłuchania (musiałem oddać koledze), zapewne więc  cytuję nieco ułomnie. Utwór ten zajmuje specjalne miejsce w moim sercu i natchnął mnie do tytułu niniejszej notki.

Kto jednak myśli, że notka poświęcona będzie polityce w naszym kraju, rozwojowi PKP albo innym popularnym zagadnieniom, które mogą sprawić, że ludzie "nie wstrzymują", ten się myli. "Nie wstrzymałem", bo na jednym z blogów podlinkowanych przez kolegę Ziutę przeczytałem zdanie: "w drugim sezonie serialu "Mad Men" tempo trochę siada." TEMPO TROCHĘ SIADA? W serialu, któremu jakimś cudem udało się pobić rekord powolności akcji należący dotąd do "Mody na sukces", w której jedno mrugnięcie potrafi trwać pięć odcinków? "Mad Men" to serial, w  którym bardzo stylowo nie działo się nic przez trzy oglądane przeze mnie odcinki, po czym na początku czwartego nadal nie działo się nic (i nadal bardzo stylowo), w związku z czym rozpaczliwym gestem myszki uratowałem się przed śmiercią przez zaziewanie i czym prędzej wyłączyłem film. I teraz dowiaduję się, że "w drugim sezonie trochę siadło tempo". To co tam się dzieje? Nawet aktorzy już posnęli i porzucona przez chrapiącego operatora kamera ukazuje jeden i ten sam kadr, na którym główny, a może poboczny bohater śpi przez kolejne trzy odcinki, by w czwartym obudzić się wreszcie i odejść, pozostawiając widzom widok nieco zużytej jego spoufalaniem się kanapy?

Poruszony tą myślą nie wstrzymałem i dwa akapity (a właściwie już trzy) tutaj napisałem. Wbrew pozorom cenię przypadki takie jak serial "Mad Men", bo dowodzą mi one, że poukładana statystycznie w kategorie ludzkość składa się z osobników różnorodnych. Ktoś przecież (oprócz Ziuty) seriale takie jak "Mad Men" ogląda, ktoś się nimi syci, może nawet ekscytuje (są tam w końcu różne wzory tapet na ścianach, można podnieść sobie ciśnienie rozważając wyższość jednego nad drugim). To oznacza, że ludzie, nawet znajomi (Ziutę przecież znam), potrafią być dla mnie pod pewnymi względami bardziej obcy niż przybysze z odległych galaktyk. To pocieszające - mam się komu dziwić, świat nie jest jeszcze pełen odpowiedzi nawet na tym dostępnym dla mnie, trochę banalnym, trochę miałkim poziomie.

Zbyt szybko nie zasnę.

5 komentarzy:

  1. To co tam się dzieje?
    No, ja obejrzałem tylko 2 odcinki i kiedy stwierdziłem, że bohaterowie tylko palą papierosy, wytwarzają nieuzasadnione napięcie seksualne i piją drinki, przełączyłem na coś ciekawszego... Ale co tak naprawdę mogłoby się dziać w serialu opisującym światek reklamy u zarania? Że dostali zlecenie? Że je zrealizowali (lub nie)? Fakt, prawdziwy fachura, to ciekawy serial zrobi nawet na przykładzie handlu ziemniakami. Ale potrzeba taki koktajl przyprawić szczyptą bandytów, drugą szpiegów, trzecią gospodarczych afer... Ale co tam, nikt mi nie płaci, więc nie będę ich uczył, jak się seriale robi ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Składam samokrytykę: miłość do Mad Menów mi przeszła. Brytyjczycy jednak robią lepsze seriale kostiumowe (właściwie to biją USA na głowę od dawna, ale mniejsza o to). Polecam The Hour (dzieje się w BBC w latach 50) i Downton Abbey (taka telenowela z lepszej półki o arystokratach). Więcej grzechów nie pamiętam... No dobra, za grzech można uznać oglądanie polskich seriali z wiarą, że gdzieś tam pod warstwą niedoróbek i niechciejstwa kryje się zarodek nowej jakości. To się chyba nazywa czyn moralnie nieuporządkowany...

    OdpowiedzUsuń
  3. W moim przekonaniu za sukcesem "Mad Men" stoi stylistka połączona ze sprytnym oszustwem kryjącym się za obietnicą: "oferujemy wam więcej". Widz nasyca się pięknymi obrazami, syci swój snobizm niespieszną fabułą sugerującą, że ma do czynienia z obrazem ambitnym i czeka na to "coś więcej", które, rzecz jasna, nie nadchodzi, które nigdy nie nadejdzie. To nie serial telewizyjny, to pokaz pocztówek z przeszłości. Te pocztówki ukazują także tło obyczajowe, dzięki czemu zyskujemy wrażenie ruchu. Ale nic więcej.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie dam się ustawić w roli negatywnego bohatera wpisu! Nie dam się obarczyć winą!
    Mad Meni spodobali mi się, bo przedtem nie oglądałem "serialu dramatycznego" - czyli czegoś, co ani nie jest operą mydlaną, ani nie ucieka w konwencję kryminału, fantastyki, sensacji, komedii, satyry itp. Później odkryłem, że da się to robić lepiej.
    Amerykanom dochodzi jeszcze fakt, że dla nich przełom lat 50 i 60 to bardzo ważny okres. Raz widzą w nim końcówkę "starych dobrych czasów" innym razem ostateczny upadek złej, męskiej, białej, protestanckiej, szowinistycznej Ameryki.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ależ kolego, to zawsze będzie Twojawina. Tyle w kwestii formalnej.

    Zastanawiam się, czy można w ogóle nakręcić "serial niedramatyczny". W końcu nie siadamy przed telewizorami/monitorami, by oglądać odwzorowanie życia, prawda? Nawet rozmaite reality show mają podkręcaną dramaturgię.

    Oczywiście, w USA serial taki jak "Mad Men" posiada pewną wartość dodaną. Tyle, że jej starczyłoby aż nadto by zapełnić jeden sezon.
    No chyba, że oglądalność temu serialowi budują sfrustrowani równouprawnieniem mężczyźni tęskniący za pięknymi czasami, kiedy nikt nie widział nic złego w podszczypywaniu tych wszystkich, znających swoje miejsce, kobiet.

    OdpowiedzUsuń