20.08.2013

205. nie ma nas. czy Pilipiuk miał rację?

To znaczy chwilowo nie ma mnie, a to z winy gikz.pl, na którym macham co wtorek felietony. W efekcie trudno mi znaleźć pomysł na wpis tutaj.

Ale ten wpis nie jest, wbrew pozorom, o mnie, a o burzliwym rozwoju polskiej kinematografii. Otóż około tygodnia temu na gazeta.pl przeczytałem wywiad z dwoma polskimi scenarzystkami, autorkami scenariuszy przede wszystkim do seriali. Wypowiadały się one między innymi o przyczynach miałkości polskich scenariuszy. Wśród powodów podały i ten, że " Polsce brak jest tradycji wielkiej epiki". Francja, zdaniem pań ma Balzaca, Rosja Dostojewskiego, a Polska... Polska nikogo nie ma! Taka teza wydaje mi się dość zastanawiająca. Mamy przecież w Polsce Pilipiuka, prawda? Może jednak panie fantastyki nie czytają?

Nie pisałbym o tym, gdybym kilka dni temu nie przeczytał na hatak.pl informacji, że HBO musiało zatrudnić scenarzystów ze Szwecji do serialu o Jagiellonach, ponieważ polscy scenarzyści nie poradzili sobie z tematem. Pół biedy, że zdecydowano się na Szwedów. Powstanie przynajmniej serial o chłodnych stosunkach między Jagiełłą i Jadwigą i o niemożności przełamania problemów z okazywaniem emocji w skostniałym świecie średniowiecznej etykiety. Mogło być gorzej. HBO mogło wszak zatrudnić Michalea Hirsta, w związku z czym kamera nie opuszczałaby jagiellońskiej alkowy, a król zamiast tracić czas na jakąś tam politykę bzykałby damy dworu. Ale to wszystko drobiazg. Ważne, że w Polsce nie znaleźli się scenarzyści zdolni napisać solidny scenariusz do serialu, w którym coś powinno się dziać na przestrzeni kilkunastu a nie kilkuset odcinków.

Czy jestem zaskoczony? Tak i nie. Czemu mimo wszystko tak? Ponieważ żyje ciągle Józef Hen, który napisał scenariusz do "Królewskich snów", znakomitego, choć kameralnego serialu o Władysławie Jagielle. Hen, jak wielu innych naszych literatów, chętnie współpracował kiedyś z kinem i telewizją. Owocem takiej współpracy jest właśnie, m.in., serial o Jagielle. Błyszczy humorem, ciekawym ukazaniem króla i arcyznakomitymi dialogami. Albo nikt w HBO o tym nie wie, albo uznali, że Hen jest za stary i nie pasuje do dzisiejszej telewizji. Jeśli jednak HBO nie zdecydowało się na Hena, to rzeczywiście trudno się dziwić czemu nie znalazło w Polsce żadnego innego scenarzysty. Gdzie miało go szukać? Większość rodzimych scenarzystów zdobywało ostrogi pisząc scenki do pozbawionych tak naprawdę fabuł rodzimych oper mydlanych, oprócz których nic prawie u nas nie kręcono (wyjąwszy nieśmieszne komedie romantyczne, także pozbawione fabuł). Pod okiem carycy polskich seriali uczyli się pisać scenki nie oparte choćby na anegdocie, nie mówiąc już o jakiejś bardziej skomplikowanej fabule. Intrygi w tych dziełach sprowadzały się do "Jacek mnie nie kocha, a Józek zdradził Kasię, która jest chora/ma chore dziecko więc cierpi". Dialogów chyba nikt w tych serialach nie pisał tak naprawdę. Nie zdziwiłbym się, gdyby istniała w jakimś telewizyjnym komputerze wielka baza serialowych dialogów, z których scenarzyści pobierają tylko interesujące ich kwestie i wpisują w nie odpowiednie imiona. Dialogi z naszych seriali nie posiadają najmniejszego rysu indywidualności, nie są poddawane najmniejszej choćby stylizacji. Są równie pożywne dla umysłu jak nadmorski hot dog dla ciała. Jak ci nieszczęśni, choćby nawet kiedyś utalentowani, ludzie wyjałowieni w telewizyjnych fabrykach mają poradzić sobie z bardziej wyrafinowanym zadaniem? Muszą przegrać. Widzieliście serial "Misja Afganistan"? Ja widziałem. Do napisania scenariusza serialu o misji polskich żołnierzy w Afganistanie zasiadło grono rodzimych fachowców, ofiar carycy i jej kumpli. Rychło najważniejszym tematem serialu stał się trójkąt miłosny pomiędzy grupą poruczników. Mogło stać się inaczej? Mogło, gdyby Cyfra+, producent serialu, zatrudniła kogoś z zagranicy. Albo Andrzeja Pilipiuka.

Może wyglądać na to, że się tu z Pilipiuka nabijam. Nie. No, może troszeczkę. To Pilipiuk ogłaszał na którymś z konwentów, że literatura tzw. głównego nurtu jest bezsilna, ponieważ należący do niej pisarze nie potrafią pisać fabuł. Ratunku dla literatury upatrywał Pilipiuk w fantastyce, która bez fabuły nie istnieje. Słuchający takich wypowiedzi Michał Cetnarowski łapał się za głowę, bo jego zdaniem konwencjonalne skostnienie fantastyki to jej nieszczęście, choć i siła równocześnie. Obaj panowie nigdy się, o ile wiem, nie spotkali, żeby o tym porozmawiać. Szkoda. Ale warto zapytać, czy tezy Pilipiuka nie da się przełożyć na sytuację polskich scenarzystów? Zdecydowanie tkwią po uszy w mydlanej papce, w której nie potrafią się poruszać i z której nie potrafią się wydostać. Smutne przykłady autorskich (czyli nie opartych na zagranicznych formatach), kręconych poza TVP seriali zdają się dowodzić, że napisanie ciut bardziej skomplikowanej fabuły przerasta ich możliwości. Czy w takim razie za pisanie scenariuszy powinni wziąć się fachowcy od fabuł - autorzy fantastyki i kryminałów? 

Pamiętajmy, że Pilipiuk mógłby, gdyby mu się chciało, ogłosić, że w przypadku literatury miał rację. Kto wkroczył do mainstreamu, żeby narobić tam zamieszania? Ano, Twardoch z Szostakiem i Orbitowskim. Także Ziemkiewicz od czasu do czasu popełnia powieść od której skacze ciśnienie recenzentom w niektórych redakcjach. Możemy spróbować podyskutować z tezą Pilipiuka, nie da się jednak zaprzeczyć, że "konwencjonalni fachowcy od fabuł" wkroczyli na salony i wcale nie czują się tam gorsi. Może więc i z serialami by się udało? Tym bardziej, że nie chodzi przecież w tym przypadku o kręcenie arcydzieł filmowej sztuki, od których krytycy dostawaliby spazmów, ale o produkcje popularne. Orbitowski udowodnił już, że można napisać niezłe dialogi do całkiem miałkiego serialu, w dodatku cudzego formatu. Czy naprawdę Grzędowicz, Pilipiuk i Lewandowski nie poradziliby sobie ze stworzeniem fabuły do serialu o Jagiellonach (zakładając, że by się nie pozabijali przy pracy)? Owszem, wiem, że wpletli by do niego krytykę UE, a Pilipiuk znalazłby sposób, żeby umieścić tam jakoś Wędrowycza. Przynajmniej by o tym serialu dyskutowano.

Zamiast tego serial napiszą nam Szwedzi. Bo nie mamy w Polsce tradycji wielkiej epiki, jak powiedziałyby panie scenarzystki, które nigdy w życiu nie słyszały o Prusie, Reymoncie, Sienkiewiczu... No i o Pilipiuku, który by im wytłumaczył na czym polega rzeczywisty problem. 


1 komentarz:

  1. He, już miałem rzucić wiązanką polskich epików, ale mnie ubiegłeś :) Może rozwiązaniem jest wrócić do tradycji, żeby każde studio miało dyrektora literackiego?

    OdpowiedzUsuń