10.02.2014

214. czekam na literackich jeźdźców znikąd.

Tygodnik Powszechny wydrukował wywiad ze Szczepanem Twardochem, znanym także gdzieniegdzie jako pisarz, choć w powszechnej świadomości będącym najwyraźniej przede wszystkim ekskonserwatystą i Ślązakiem. Niektórzy mogą też wiedzieć, że należał do posiadaczy samochodów zwanych pieszczotliwie "alfami". Bardzo możliwe, że tych ostatnich jest więcej niż czytelników jego prozy.

Wywiadowca TP nie zapytał Twardocha o jego przygody z alfą. Prawdę mówiąc nie wiem czemu, bo o inne pozaliterackie sprawy wypytał go dość dokładnie. Tłumaczył się więc Twardoch ze swego, w znacznej mierze minionego, konserwatyzmu, tłumaczył ze Śląskości i z tego, że mówi i pisze po polsku, tłumaczył ze słynnego wpisu na fejsie. Mówił co sądzi o Polsce, Śląsku, polityce, III RP o Smoleńsku i obu stronach smoleńskiego sporu. Rzeczą, o której mówił najmniej, bo najmniej go o to pytano, była literatura.

Twardoch jest, z grubsza, niewinny. Oczywiście, przyjmował w przeszłości pewne pozy i ową metodę póz stosuje nadal. Toteż dziennikarze i przypadkowi przechodnie internetowi chętnie go za owe pozy chwytają. Łatwiej wszak zapoznać się z pozą niż z prozą. Twardoch odpowiada na pytania, jakie mu ludzie zadają i tyle. Kiedy chce opowiedzieć co jemu siedzi na duszy produkuje wpis na fejsie, albo pisze powieść. Szkoda tylko, że powieści najwyraźniej przestają kogokolwiek interesować. Możliwe, że zamiast je czytać, komentatorzy i dziennikarze wolą sprawdzić do jakich nagród były nominowane. Przekonanie, że nagroda mówi więcej niż powieść wydaje się stosunkowo powszechne.

To nie jest wpis o Twardochu. Ma on tego pecha, że pasuje na przykład tego, co się z nami wszystkimi dzieje. A dzieje się z nami konkretne ukontekstowanie, spoza którego wyjść chyba nie sposób. Możesz mieć odrobinę szczęścia, jeśli piszesz rozrywkową fantastykę i nie poruszasz w niej żadnego tematu poza elfami i krasnoludami (chociaż nawet to może się komuś skojarzyć). Wszyscy, czy nam się to podoba, czy nie, jesteśmy uwikłani w naszą mała, ciasną wojenkę, w której nieważne są czyny, nieważna jest proza, nieważna jest myśl. Ważne jest tylko przypisanie do strony, zaszeregowanie w gruba kreską nakreślonych poglądach, których nawet nie musimy wyrażać, bylebyśmy się przed nimi specjalnie nie bronili. To przykre, ale znani z internetu fani walki do krwi ostatniej o militarne szczegóły zdolni skrytykować autora opartej o metaforę powieści, której akcja toczy się w Nibylandii za to, że kształt podkowy jest u niego nie taki, jak w rzeczywistości, okazują się być przykładem czytelniczej niewinności. To święci toczący boje o to, by literatura była lepsza. Nie interesuje ich kogo akurat i pod czyimi sztandarami bili ułani, byle ich szable i mundury zostały odpowiednio opisane. Nie domagają się od pisarzy społecznych i politycznych deklaracji, a jedynie wierności scenograficznym szczegółom. Pisarze SF i fantasy sarkają na nich, a nie powinni. Rozmowa z takim szczególantem może być męcząca, ale on przynajmniej zapyta Cię, autorze, o Twoja prozę a nie o poglądy polityczne.

Obawiam się, że bez jakichś jeźdźców znikąd, tych archetypicznych bezimiennych wojowników przybywających do westernowego miasteczka, by zaprowadzić w nim porządek, jesteśmy skazani na utytłanie w poglądach. Wszyscy siedzimy po uszy w naszej wielkiej niemożności rozmawiania o prozie. Owszem, w katakumbach spotykają się wielbiciele literatury, by przy rozmaitych stolykach literackich rozmawiać o prozie właśnie. nawet oni jednak wiedzą, że Nike otrzymuje się za poglądy a nie za prozę, a Mackiewicza za to samo, tylko na odwrót. Być może na blogach, których nikt nie czyta udaje nam się umknąć przed powszechnym politycznym uprzedmiotowieniem prozy i pisarzy, ale to za mało. Nie wierzę, że bez nieskalanego wiedzą o tym, jak wyglądają nasze lokalne "konieczności" okołoliterackie wiedźmina, uda się zaprowadzić porządek w naszym miasteczku. Że uda się wypromować powieść, która nie byłaby przeciw czemuś, lub komuś i którą jeszcze w ten sposób udałoby się sprzedać i przeczytać. Chyba, że zaciśniemy zęby i będziemy robić swoje. Trochę anonimowo (czyli jakby znikąd) czytać, rozmawiać i - gdy nadejdzie taka okazja - pytać pisarzy o ich literaturę. I marzyć, że na scenie pojawi się jakiś pisarz, który pozamiata, jak kiedyś pozamiatał w fantastyce Sapkowski - facet znikąd, który po prostu przyszedł i napisał coś nieuwikłanego tak, że wszyscy otworzyli oczy ze zdumienia i długo nikt nie pytał go "przeciw czemu napisałeś swoją powieść". Czego sobie i wszystkim życzę.

11 komentarzy:

  1. Chętnie bym się wybrała na spotkanie autorskie z Twardochem i troszkę go powkurzała;)

    OdpowiedzUsuń
  2. To jest jakiś pomysł! Możliwe, że przydaliby mu się tacy czytelnicy, zdolni wyjść poza schematy, w jakich operują dziennikarze.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja bym się z chęcią wybrał na spotkanie autorskie z Majką...
    Pyrkon jakiś może?

    OdpowiedzUsuń
  4. Majka będzie na Pyrkonie, ale nie będzie miał spotkania autorskiego, bo uważa, że spotkania autorskie z ludźmi, którzy wydali jedną, dwie książki są nudne. Zamiast tego wygłosi więc pogadankę o tym, jak rytuału krwawej zemsty używali Słowianie.

    OdpowiedzUsuń
  5. ST - ekskonserwatysta, obecnie pozaik, wkrótce eksślązak

    OdpowiedzUsuń
  6. Czy ja wiem, czy "Wiedźmin" jest taki znowu nieuwikłany - przecież tam był wyraźny komentarz do sytuacji społeczno-politycznych w realu.

    OdpowiedzUsuń
  7. Otóż niekoniecznie.
    Na początku Wiedźmin walił raczej po pewnej idei skorumpowanej władzy, biurokracji itp. Owszem, jego siłą było to, że usadzał Nibylandię w kontekście współczesności, ale nie był to kontekst konfliktu.
    Czytelnicy inaczej to odczytywali, bo też byli inni niż dziś, bo w 1986 podział był inny. Nie istniała tak silna polaryzacja społeczeństwa, bo byliśmy "MY", którzy wiedzieliśmy, że jest do bani i "ONI", którzy też to wiedzieli, tylko udawali, że wiedzą co innego. Sapkowski nie mógł pisać przeciw komuś albo za kimś, bo opisywał świat, co do stanu którego wszyscy się zgadzali. Dzięki temu można to było odczytywać na poziomie idei, a skorumpowani durni urzędnicy i knujący dworzanie pozostają aktualni bez względu na to jak zmienia się rzeczywistość.

    Dziś nie ma na to szans. Choćbyś napisała nie wiem jak czyste od kontekstu dzisiejszej wojny, ktoś Ci go i tak odczyta i ogłosi wszystkim po czyjej jesteś stronie. Chyba, że piszesz fantastykę czytaną tylko przez Twoich krewnych i znajomych;). I owszem, gdyby ktoś odczytał "Wiedźmina" dziś po raz pierwszy i był przekonany, że to nowe opowiadanie, pewnie przypisałby gęby postaci z opowiadania odpowiednim politykom, a strzyga okazałaby się uosobieniem gender albo wręcz przeciwnie:).

    OdpowiedzUsuń
  8. Wszystkiemu winien XIX wiek, kiedy artyści jako pierwsi wzięli się za kreatywną reklamę i marketing. W ciągu paru dekad zdołali wmówić ludności, że:
    - sztuka jest ważna
    - mówi o rzeczach ważnych
    - służy nie tylko rozrywce i innym ludyzmom
    Przepchnęli sztukę w różnych formach do powszechnego nauczania i w.w. kłamstwa stały się prawdą.
    ALE
    To odbiło się na samych artystach. Bowiem wcześniej, jeżeli taki założył beret z dzwoneczkami i zaczął robić fikołki, to się gawiedź śmiała, szczuła takiego psami dla uciechy, rzucała w niego kośćmi - ot nieskomplikowana, niewinna rozrywka. Ale kiedy artysta stał się Artystą, to każda jego poza, każdy gest zasługują na uważną obserwację i wnikliwą analizę.
    Artysta to już nie błazen, który miny stroi ku uciesze, to Stańczyk, zamyślony i zmartwiony losem świata i kondycją człowieczą. Jego miny, stroje, pozy, niewczesne odzywki, pijackie awantury, rozwody, krzywdzenie dzieci, narkotyki itp. to nie po prostu wybryki rozbisurmanionego finansowym sukcesem i sławą potwora - to nieustająca działalność artystyczno-edukacyjna. Artysta nie rzyga na stół, on robi happening. Artysta nie bije - on przemawia.

    I tak niektórzy odbiorcy sztuki uwierzyli w to. A co gorsza, uwierzyli też niektórzy artyści.

    Tyle w kwestii póz Twardocha.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne, pisarz sam sobie jest autopromocją. Akurat Twardoch w pewne rzeczy wierzył, pewnymi się przejmował i zdaje się uważał, że jest Twoje przekonania są szczere, to powinieneś je wyrażać - także pozą, która nie jest tu udawaniem, tylko konsekwentnym przekazem. W takiej pozie widzę nic złego. I nic złego nie widzę w tym, że artysta szuka sposobu autokreacji. Tyle, że niesie to, jak widać, ryzyko - poza okazuje się dla części odbiorców najważniejsza. A jeśli do tego wyrasta z przekonań, to trzeba się z niej potem tłumaczyć, gdy zmodyfikowało się przekonania. Taka Doda tłumaczyć się z póz nie musi, bo wszyscy wiedzą, że to były czystym marketingiem i nikt nie doszukiwał się w nich szczerości. Ćwiek swoją pozą (byłem wkurwionym ojcem) wprawił ludzi w zakłopotanie, a nawet w złość. Ale on jest od popkultury, więc też może się z tego jakoś wykręcić. Twardoch, pisarz poważny, takiej szansy nie ma.

      Usuń
    2. Znaczy się, w zasadzie się z Tobą zgadzam. Chciałem jeno zaakcentować, że artysta (w tym wypadku pisarz), choćby nie wiem, jak poważny (poważniejszy niż Penderecki nawet), choćby nawet okrzyknięty wieszczem za życia - dalej pochodzi od błaznów, fikaczy, linoskoczków, ogniskowych gawędziarzy i bębnobijów. Ergo, świadomy sztuki odbiorca winien o tym zawsze pamiętać - że pozy artysty są dziś niemal niezbędnym elementem jego pracy i jako takie winny być traktowane. Zatem jeżeli Twardoch napisze na fejsiku "P*l się Polsko!", to ja, zamiast się obrażać, słyszę w tym błazeńskie dzwoneczki. Bo jako odbiorca, nie zaś Twardoch, nigdy nie zdołam ocenić, w jakim stopniu jego zachowanie to praca, a w jakim - osobista demonstracja.

      Zwykły człowiek, kiedy mi powie publicznie, że powinienem oddać się onanizmowi, to o ile jest już czwarty w kolejce, wezmę jego zdanie pod uwagę. Ale artysta w gruncie rzeczy może mi mówić, co chce, a ja dalej będę słyszał dzwoneczki.

      Usuń
  9. Tylko, że u nas pisarz to coś odwrotnego, niż błazen i fikacz. To autorytet, nauczyciel narodu. U nas przełomy polityczne idą do pary z poezją, a drogi wyznaczają powieści. Kiedy Twardoch pisze "sorry Polsko", to nie myślę o metalowcu, który muzyką czci szatana, ale prywatnie to kochany miś, ale o "Poemacie dla dorosłych".
    Twardoch stał się więc swoim własnym zakładnikiem.

    OdpowiedzUsuń