Chwila autoreklamy. Na stronie fantastyka polska znalazło się opowiadanie osadzone w rzeczywistości "Pokoju Światów", ale traktujące o wydarzeniach o 20 lat wcześniejszych niż te z powieści. Ze znajomych postaci jest drugoplanowy w "Pokoju..." Korycki.
Fragment:
" - Panienkę pokazałem panom bo ładna i egzotyczna. Ale ten tutaj to ciekawsza sprawa. Gdy go do mnie przywieziono był jeszcze ciepły, a mino to miał już ciemnosine plamy na plecach, jakby kostucha tuliła go już od paru godzin. Takie ślady można znaleźć u ofiar, które zarażono śmiercią. Nie jakimś brudem, jak to nazywacie… A, bakterią! No więc nie bakterią ale samą śmiercią. Wie pan, sierżancie, pogryzionych przez zmarłych albo takich, co się ze zmarłymi trzymają. No i proszę, tutaj – odsłonił dłoń zmarłego – są ślady zębów i to od nich się ta cała siność rozchodzi. Niech pan powącha ranę. Czuć siarką?
- Czuć – przyznał Korycki pochylając się nad trupem i przyglądając śladom po ugryzieniu. – Nielichą szczękę miał ten kundel.
- Czarny pies, jak nic. Podejdzie pan do nas podkomisarzu?
- Za chwilę – stęknął Brumik, który już się wprawdzie prostował, ale na widok sierżanta wąchającego trupią dłoń na powrót zgiął się w pół.
- I teraz najlepsze. Wie pan sierżancie, co to są czarne psy?
- Byłem na wojnie – przypomniał mu Korycki.
- A kto by nie był na wojnie w takich czasach! – machnął ręką kat, zerkając przy tym wymownie na nieszczęsnego Brumika. – Pan był, ja byłem. Ja to nawet ustrzeliłem ruskiego generała, wiedział pan o tym?
Korycki skinął głową, że wie. Nawet Brumik wyjęczał coś pochlebnego. Swoim triumfem kat chełpił się od blisko dwustu lat.
- Ano właśnie – pokiwał głową ukontentowany Strzelbicki. – Takie rzeczy ludzie pamiętają. Można potem nawet głowę stracić ale sława zostaje… Przecież mnie nawet nie powiesili, ale głowę ścięli jak szlachetnemu! Za zasługi! To coś znaczy, nieprawdaż? - urwał i zamyślił się na chwilę. Potrząsnął zaraz wielką kudłatą głową. – No, dobra, do rzeczy! Czarty, takie jak ten nasz kundel, kręcą się przy polach bitew, gdzie leżą niepochowani po chrześcijańsku, tak? No więc w Krakowie takich miejsc już nie ma. Rada o to zadbała. Za dużo z nich wyłaziło upiorów, o czym pan, sierżancie może nie wiedzieć, bo tu pana nie było. Ale ja to na własne oczy widziałem.
Korycki nie dodał, że Strzelbicki nie tylko widział, ale sam wylazł z jakiegoś nieoznaczonego grobu. Skinął tylko głową i słuchał dalej."
- Czuć – przyznał Korycki pochylając się nad trupem i przyglądając śladom po ugryzieniu. – Nielichą szczękę miał ten kundel.
- Czarny pies, jak nic. Podejdzie pan do nas podkomisarzu?
- Za chwilę – stęknął Brumik, który już się wprawdzie prostował, ale na widok sierżanta wąchającego trupią dłoń na powrót zgiął się w pół.
- I teraz najlepsze. Wie pan sierżancie, co to są czarne psy?
- Byłem na wojnie – przypomniał mu Korycki.
- A kto by nie był na wojnie w takich czasach! – machnął ręką kat, zerkając przy tym wymownie na nieszczęsnego Brumika. – Pan był, ja byłem. Ja to nawet ustrzeliłem ruskiego generała, wiedział pan o tym?
Korycki skinął głową, że wie. Nawet Brumik wyjęczał coś pochlebnego. Swoim triumfem kat chełpił się od blisko dwustu lat.
- Ano właśnie – pokiwał głową ukontentowany Strzelbicki. – Takie rzeczy ludzie pamiętają. Można potem nawet głowę stracić ale sława zostaje… Przecież mnie nawet nie powiesili, ale głowę ścięli jak szlachetnemu! Za zasługi! To coś znaczy, nieprawdaż? - urwał i zamyślił się na chwilę. Potrząsnął zaraz wielką kudłatą głową. – No, dobra, do rzeczy! Czarty, takie jak ten nasz kundel, kręcą się przy polach bitew, gdzie leżą niepochowani po chrześcijańsku, tak? No więc w Krakowie takich miejsc już nie ma. Rada o to zadbała. Za dużo z nich wyłaziło upiorów, o czym pan, sierżancie może nie wiedzieć, bo tu pana nie było. Ale ja to na własne oczy widziałem.
Korycki nie dodał, że Strzelbicki nie tylko widział, ale sam wylazł z jakiegoś nieoznaczonego grobu. Skinął tylko głową i słuchał dalej."
Z ciekawostek - Strzelbicki to postać autentyczna. Naprawdę żył w Krakowie a podczas Konfederacji Barskiej zasłużył się przy obronie bram miasta, m.in. zabijają rosyjskiego oficera (czy generała - zdania były podzielone). Żył odtąd otoczony szacunkiem, jakim zwykle nie cieszą się kaci, aż okazało się, że prócz wieszania przestępców również się z nimi zaprzyjaźniał. Udowodniono mu przewodzenie groźnej szajce złodziejskiej, po czym, pamiętając o zasługach, ścięto zamiast zwyczajnie powiesić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz