31.07.2009

14.

Zachciało mi się łazić po górach. Dowodzi to tylko mojej głupoty, której częścią jest nie uczenie się na błędach - powinienem był pamiętać, że łażenie po górach jest męczące. A dla kogoś dysponującego raczej antykondycją, niż kondycją, nawet mocno męczące.
Z drugiej strony wrodzona głupota nieco mnie usprawiedliwia. Nie moja wina, żem głupi, nie?
No nic, polazłem. Już pięknego październikowego dnia ubiegłego roku, gdy mozoliłem się na Turbacz szlakiem żółtym, parę rzeczy mi tam nie grało. Zbyt jednak wiele uwagi skupiałem na blondwłosej towarzyszce owego spaceru i zbagatelizowałem symptomy. Tym razem wybrałem się szlakiem niebieskim, sam. No i nie udało mi się już przegapić. Zresztą, nawet gdyby otaczał mnie harem miss wszystkich światów i tak nie dałbym rady przegapić zmian - współobywatele moi kochani już się o to postarali.
Dawno dawno temu, gdy byłem szczupły i smukły tak, że sam zaczynam podejrzewać udział photoshopa, gdy przeglądam zdjęcia z tamtego okresu, ganiałem po górach znacznie więcej (tak, jedno z drugim może mieć co nieco wspólnego). W szczególności zaś po Gorcach, a już zupełnie w szczególności po okolicach Turbacza. I - uwaga wyjdę na zrzędę - wtedy było inaczej. Nie, że ludzie byli życzliwsi i takie tam - nic z tych rzeczy. Po prostu wtedy zasuwając górskim szlakiem nie napotykałem czegoś takiego -
Jeśli ktoś myśli, że to może schronisko jakieś, albo może stacja GOPRu wyjaśniam - nic z tych rzeczy. Ludziska sobie po prostu taką postawili przy szlaku chałupę. Jak widać na obrazku w pobliżu mają sąsiadów, nieco mniej zaangazowanych w prezentowanie własnej zajebistości.
Ja oczywiście się cieszę, że społeczeństwo nam bogacieje, w związku z czym ludzi stać na takie hacjendy. A skoro ktoś ma pieniądze i odpowiednie zezwolenia, to ma też pełne prawo postawić nawet i pałac kultury w dowolnie przez siebie wybranym miejscu. Tylko, że wiecie, tego, no - to są góry i szlak górski;
kozice, surowość warunków, dzika przyroda i takie tam. Jakbym chciał zobaczyć miasto wypełnione neogóralską architekturą, wybrałbym się do Zakopca. A tymczasem miasteczko powstaje przy szlaku. I tak dobrze, że trasy przy tym akurat szlaku utrudniają zasuwanie po nich samochodami. Jesienią przy żółtym ruch panował taki, że zacząłem się zastanawiać kiedy zainstalują tam światła.
Inna zmiana - domów przy szlaku przybyło, za to turystów ubyło. Przez trzy godziny przebierania nogami i godzinę obżerania się borówkami spotkałem jednego człowieka i dwa jelenie tak zdumione faktem, że ktoś tamtędy w ogóle łazi, że przez chwilę przyglądały mi się mocno skonsternowane nim czmychnęły w las. Przy schronisku ludzi było już nieco więcej, trudno jednak uznać to za tłumy, jakie pamiętam sprzed lat.
A jutro rano do Lublina. Nosiwoda już tam siedzi i pewnie spotkał się nawet z Nivak i Harko.
Z OSTATNIEJ CHWILI!
Poszli na pizzę! Przed kilkoma minutami jeszcze na nią czekali, a teraz pewnie zajadają ze smakiem!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz