9.07.2009

7.


Zakładam, że powolne spierniczanie osobowości to nie moja wina, ale cecha wspólna dla całego gatunku ludzkiego i nieunikniona. Nie chodzi oczywiście o to, że osobowość mi gdzieś umyka, ale żę ja powoli pierniczeję. Objawia się to nie tylko zanikiem pociągu seksualnego do nastolatek to - pocieszam się, wróci przy okazji totalnego spierniczenia - ale na przykład zgrzytaniem zębów na myśl o tym jak wszystko nieuchronnie się degeneruje. Powszechnie znane jest to jako syndrom: "za moich czasów" (który to zwrot za bardzo sensu nie ma, jako że obecne czasy są bardziej "moje" niż dajmy na to rok 1983, kiedy lat miałem małonaście i mój wpływ na własne zycie sprowadzał się do umiejętności rozwalania sobie kolan).
Istnieje jeszcze szansa, że istotnie to nie ja pierniczeję, tylko świat. I dlatego, skoro już po raz pierwszy od lat kupiłem pismo noszące nazwę "Przekrój" i osiwiałem widząc w co się zmieniło łudzę się iż to nie moja wina, ale pisma noszącego wzmiankowaną nazwę. Kupiłem je bo dołączyło film ze "starych dobrych czasów", a mianowicie "Brudnego Harrego". Mogłem być mądry, wyjąć z opakowania film a pismo komuś podarować. Ale nie. Musiałem przeczytać. No i mam za swoje.
Pismo zatytułowane "Przekrój" w numerze z "Brudnym Harrym" zawiera w sobie rozmowę zagłaskiwalną Piotra Najsztuba z Jolantą Kwaśniewską (nazywa się to, he, he: "sporem"), wstrząsający artykuł o tym, że radny złowieszczego PiS (Prawdziwe Imperium Sith, jak może nie wiedzą ci, którzy nie grali w Knights of the Old Republic) chce, zgodnie z prawem, ograniczyć w Zakopanem sprzedaż alkoholu, co - jak autorka tekstu cytuje jednego z zatrwożonych zakopiańczan - jest może i zgodne z prawem, ale nie przyzwoite. Potem artykuł, z którego kpić nie wypada, czyli rzecz o feminicidio - morderstwie kobiet ze względu na pogardę i nienawiść wobec ich płci, następnie wytykanie językowi angielskiemu, że co jak co, ale z tym posiadaniem miliona słów to przesadza, rozmowa z szychą LOTu (jeżeli ktoś się łudzi, że mogła być o malarstwie albo poezji, czy choćby filmach, to lepiej niech się łudzi dalej) itp. itd. Na upartego można w tym znaleźć kilka stron zahaczających o tematykę "starych dobrych" Przekrojów, ale nawet wtedy tylko o tematykę, w żadnym razie nie o klimat i styl.
Ja wiem, że krakowski "Przekrój" upadł, bo nie zarabiał na siebie, a redaktorstwo więcej czasu spędzało w cichej knajpce na parterze niż w redakcji na piętrze. I że nikt nie miał pomysłu jak to pismo pociągnąć. I że gdyby nie ludzie z Warszawy to tytuł byłby już tylko legendą. Ale mój spierniczały wewnętrzny głos podpowiada, że może tak właśnie byłoby lepiej.
A jeżeli nie, jeżeli już musi "Przekrój" tak bardzo nie różnić się od dowolnego innego tygodnika, to czy chociaż nie mógłby być czymś innym, a nie tylko gorszą wersją Dużego Formatu? Nawet w zalewie publicystycznego badziewia można przecież zachować choć odrobinę oryginalności.

2 komentarze:

  1. Ja stary, bardzo stary Przekrój znam z jego leżenia obok pieca kaflowego w mieszkaniu babci. W piecu tym, jak tylko babcia lub ciotka nie patrzyły, spalałem różne rzeczy wpychając je przez szczelinki w wewnętrznych drzwiczkach. A obok leżały sobie Przekroje. Z ilustracjami Mroza (dobrze pamiętam?) z Filutkiem na ostatniej stronie (dobrze pamiętam?).
    Leżały też Zwierciadła i Przyjaciółki, ale to Przekrój pamiętam z obrazem (gdy zamknę oczy zewnętrzne a otworzę wewnętrzne).

    Kilka razy kupiłem odnowiony Przekrój i nigdy nie byłem zadowolony.

    Jest nas już dwóch przeciwko jednemu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Heh, żeby to przeciw jednemu. W starym "Przekroju" była pewna magia. Nie da się jednak ukryć, że ostatnie jego krakowskie lata były przykrą degrengoladą. Kłopot w tym, że przenosiny do Warszawy zamiast przynieść mu ratunek, przypieczętowały jego upadek. Tak więc, prawdę mówiąc, "Przekroju" już nie ma, jest tylko jakieś inne pismo pod kupionym tytułem. Żal, że jest tak straszliwie, rozpaczliwie kiepskie.

    OdpowiedzUsuń