17.10.2009

34. Znowu na szybko.


"Żmija" Sapkowskiego przeczytana.
Gdy zobaczyłem ją w księgarni, pomyślałem: "przecież to broszura!". Taka maleńka mi się wydawała ta książeczka, jakby mniejszego formatu niż pozostałe powieści wydawane przez Supernovą i cieniutka do tego.
Okazało się, że i tak za długa jest ta powieść.
To właściwie nie powieść, to opowiadanie, niepotrzebnie rozdęte. Gdyby napisał je debiutant możnaby stwierdzić, że jest średnie. Niestety, ponieważ napisał je Sapkowski, pozostaje stwierdzić, że jest kiepskie. Ot, okrucieństwo wobec sprawdzonych, tym mocniejsze, gdy dotyka kogoś, niejednokrotnie nazywanego mistrzem.
Odnoszę wrażenienie - nienowe niestety - że AS wpadł w samozachwyt i trwa w nim na dobre. W efekcie jest w stanie popełnić taką "Żmiję" i uznać, że zawarł w niej głębię i prawdy życiowe, jakich nikt przed nim w podobny sposób nie ukazał. A niestety (często używane słowo w tym wpisie) sztampa goni w "Żmii" sztampę, autor daje się porwać tekstowi i rozpisuje nadto długo fragmenty, które mogłyby być krótsze, by zaraz lecieć na złamanie karku tam, gdzie akurat możnaby trochę zwolnić. Sapkowski to fachura, zna wszystkie niezbędne chwyty, cóż gdy w "Żmii" czuć fałsze, potknięcia w tempie i ogólne zadęcie utworu, który ani niczym wielkim nie jest ani o niczym wielkim nie opowiada.
Dla czytelników strata to czasu i pieniędzy. Dla autora - utrata czytelniczego zaufania.
Podejrzewam, że znajdą się tacy, którzy będą powieści bronić, wmawiać nam, którzy jej nie polubiliśmy, że przegapiliśmy w niej coś, do czegoś nie dorośliśmy, coś pomijamy z braku erudycji lub cierpliwości. Taka obrona będzie niedźwiedzią przysługą wyświadczoną Sapkowskiemu. Potknął się, bo też każdy ma prawo się potykać. Bywa i tak. Nie ma co utwierdzać go w przekonaniu (a obawiam się, że może takie żywić), że to nie potknięcie a najznakomitsze salto w historii wszechświata.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz