Andrzej Zimniak ma rację - zamiast pisać wciąż o nagrodzie, powinno się zacząć pisać już o powieściach. Rheged ma z kolei rację, że najlepiej, by dyskusje odbywały się na forum nagrody, nie zaś wszędzie, gdzie tylko da się na sieci. Lepiej by strona i forum nagrody skupiały związane z nią dyskusje i informacje, by użytkownicy i czytelnicy kojarzyli i miejsce i tytuły.
Ponieważ jednak moje zalogowanie się na forum ulega opóźnieniu, pozwalam sobie wkleić wypowiedź, która wedle moich zamierzeń miała zapoczątkować rozmawianie o wydanych w ubiegłym roku powieściach tutaj (potem przekleję tekst). Przychodzi mi to tym łatwiej, że rozpoczynając dyskusję na tamtym forum czułbym się nieco niezręcznie - w końcu ani elektorem nie jestem, ani gospodarzem forum. Ba, byłby to mój pierwszy post! Ale coś nie mogę innych namówić, żeby zaczęli, jacyś wszyscy nieśmiali się porobili.
Zastanawiałem się od czego zacząć i doszedłem do wniosku, że istnieją dwie powieści, które na pewno zdążyło przeczytać stosunkowo wiele osób – „Wroniec” i trzecia część „Pana Lodowego Ogrodu”. Z tych dwu wybrałem „Wrońca”, jako że powieść ta zdążyła się dorobić miana kontrowersyjnej. Skąd te kontrowersje? Raz – za sprawą recenzji zamieszczonej w Rzeczpospolitej. Autorce tejże recenzji nie podobało się w „Wrońcu” zupełnie nic, łącznie z ilustracjami. Co więcej, nie oparła się chęci zażartowania i spytała „czemu ten „Wroniec” służy?”, które to pytanie wzburzyło część czytelników. Ale nie tylko recenzentka z Rzepy pozostała wobec „Wrońca” bezradna. Także miłośnicy fantastyki nie wiedzą za bardzo, co z tą książką zrobić – dają temu wyraz choćby w dyskusji nad „Wrońcem”, jaka miała miejsce na portalu Esensja. Niektórzy przebąkują, że się w Dukajowi we „Wrońcu” nie udało, bo jak na bajkę wszystko w tej powieści za ponure i mało bajkowe. Inni odpowiadają, że nie ma mowy o niepowodzeniu, bo to wcale nie bajka, a powieść używająca bajkowej stylistyki jedynie. Nawet oni jednak – przynajmniej sądząc po wypowiedziach na Esensji, nie są przekonani, czy w tej powieści udało się Dukajowi osiągnąć sukces literacko. Wszyscy dyskutanci byli przekonani, że powieść wzmacnia i dodaje jej wartości zakończenie – tyleż mocne, niepokojące, co niejednoznaczne. Tu się zgadzamy. Ja też, gdy przeczytałem ostatnie zdanie powiedziałem: „Aha! No, nareszcie!”. Bo przecież i ja gryzłem się trochę z „Wrońcem” i nadal się z nim trochę gryzę.
To oczywiście nie bajka. Więcej – to nawet nie jest powieść napisana – wbrew pozorom – w konwencji bajki. Dukaj jedynie zachował swoją metodę pisania totalnego. Tak jak w „Innych pieśniach” i „Lodzie” podporządkował koncepcji nie tylko konstrukcję świata, ale i język, jakim go opisał. W efekcie mamy niby to dziecięcy język teoretycznie umożliwiający nam postrzeganie świata oczami dziecka, pomagający nam dziwić się mu wspólnie z Adasiem. Choć chyba raczej nie o pomoc czytelnikowi chodziło Dukajowi, sądzę, że był on raczej skupiony na typowym dlań zatraceniu się w konstrukcji tekstu, oddaniu się projektowi bez zważania na ewentualne czytelnicze koszty. Patrząc w ten sposób byłby raczej „Wroniec” eksperymentem, czystą, formalną zabawą autora. Dukaja stać na taki zamysł i on – chyba jedyny wśród autorów fantastyki – może sobie pozwolić na jego wykonanie.
Trudno mi się natomiast zgodzić na inny pomysł wyrażony w przywoływanej już esensyjnej dyskusji – że stanowi „Wroniec” próbę zbudowania mitu wokół stanu wojennego; mitu, którego jakoby może brakować. Po pierwsze – nie brakuje. Stan wojenny wpisał się już w narodową polską mitologię, dorobił się i własnego, nieco ironicznego wątku. Przecież stan wojenny jest kolejną z naszych powstańczych odsłon, jeszcze jedną konstytutywną dla narodu bitwą/wojną. Jak nad wszystkimi nimi trwają nad stanem wojennym gorące spory, każdy zdaje się mieć własne zdanie, a prawda historyczna zaciera się w pamięci dyskutantów. Co poniekąd zabawne, ci, którzy chętnie dekonstruowaliby polską mitologię, odbrązawiając jej herosów, sami mają w mitologizowanie stanu wojennego wkład największy. Bo któż, jak nie oni buduje opowieść o herosie iście kosmicznym, tym, który uratował nas przed „jeszcze większym rozlewem krwi”, czyli samotnie wziął się za bary z cała naszą posępną polską kosmologią, zatrzymał przeznaczenie gnające nas od jednej krwawej łaźni do drugiej i – sam jeden! – skierował historię Polski na nowe tory. Mowa oczywiście o generale Jaruzelskim, postaci w wspomnianej mitologii samotnej i tragicznej, jak wszyscy prawdziwi herosi. Bo pamiętać trzeba, że mit to tyleż środowisko, w który żyjemy, co metajęzyk, który je opisuje – powieść może wejść w dyskusję z tym opisem i z czasem stać się częścią mitologicznych opowieści, nie jest jednak w stanie mitu konstruować, ani choćby zapoczątkować. „Wroniec” to nie „Iliada”, a nawet ona przecież funkcjonuje w micie dlatego, że zeń wyszła, nie zaś dlatego, że dała mu początek. Niemniej, zamysł, gdyby rzeczywiście taki Dukaj posiadał, byłby imponujący. Nie sądzę jednak, by tak było – nie dostrzegłem we „Wrońcu” prób budowania jakiejś kosmologii, to raczej zaduma nad jednostką wobec koszmaru wykoślawionego, ułomnego, ale czerpiącego w jakiś paradoksalny sposób z tej ułomności siłę systemu. Jest też trochę powieścią o dorastaniu, trochę o naszych wewnętrznych kosmosach, które budujemy sobie na podstawie niepełnych informacji, co gorsza przetwarzanych przez umysły obciążone swoistością, trochę i o sile słowa, póki dochowa ono wierność tej swoistości. Nie potrafię jednak dopatrzyć się w niej próby zbudowania mitu. Postacie występujące w powieści to nie symbole – one od symboli, zasiedziałych już w naszej kulturze i przekazach, wychodzą. Świat widziany jest oczami niby-dziecka i jego językiem nam przedstawiany, może stąd pewne figury, postacie i sytuacje wydają nam się mniej realistycznymi, bardziej symbolicznymi właśnie?
Warto wspomnieć w tym momencie o czymś z powieścią związanym, ale wychodzącym poza nią, nie wynikającym z niej wprost. Otóż pokazał „Wroniec”, że stan wojenny, zaciera się w naszej pamięci, wszak część osób – nie taka mała – miała problem z rozszyfrowaniem niektórych nazw w powieści! Mnie to zaskoczyło – tym bardziej, że kłopoty te spotkały ludzi mających więcej niż dwadzieścia lat. Ale nie tylko ja byłem zaskoczony, podczas naszego ostatniego spotkania, gdy o tym wspomniałem, aa3 zawołał: „Niemożliwe!”. Na szczęście w tym właśnie momencie wtrącił się inny z naszych rozmówców pytając: „a właśnie, co to były te enesy?”.
Napisał więc Dukaj powieść trudną po wielokroć. Nie dość, że przyjęta przezeń metoda wręcz uniemożliwiła niektórym, jak dowodzi recenzja z Rzeczpospolitej, zmierzenie się z „Wrońcem”, to jeszcze użyty w powieści język – jego metaforyka i zastosowane w nim neologizmy - utrudniają odbiór powieści ludziom, którzy sami stanu wojennego i w ogóle schyłkowego okresu PRL nie pamiętają, a bratanie się z historią nie należy do ich ulubionych rozrywek. Napisał powieść, która wciąż sprawia kłopot, która niektórym wydaje się wręcz wpadką autora. Inni, wierząc w Dukaja i odczytując „Wrońca” poprzez swoje ideały, pragnienia i obsesje, obciążają go bagażem politycznych uwikłań. Jeszcze inni próbują wytłumaczyć go wartościując – moim zdaniem – przesadnie. Być może ja z kolei krzywdzę powieść upatrując w niej przede wszystkim eksperymentu? Ale czy taki – niebagatelny przecież – eksperyment nie czyniłby już tej powieści wartościową?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz