Na przekór konieczności czytania fantastyki wykorzystałem weekend by od niej odpocząć (no, nie do końca, bo na axn trwał weekend z serialem Farscape) i przeczytałem "Podejrzenia pana Whichera. Morderstwo w domu na Road Hill" Kate Summerscale. Książkę wydało coraz mocniej obecne w mojej biblioteczce WAB i opatrzyło opisem na okładce: "zbrodnie prawdziwe". Nie wiem, czy ma to oznaczać, że "Podejrzenia..." stanowią część większej serii, czy też wydawca umieścił takie hasło, by dodatkowo przyciągnąć uwagę czytelnika. Kryminałów na półkach księgarń jest obecnie tyle chyba, co i fantastyki, więc może każdy sposób zwrócenia czytelniczej uwagi ma sens.
Czy ta książka to kryminał? I tak i nie. Tak, ponieważ rzeczywiście mam miejsce morderstwo, a czytelnik otrzymuje pakiet podejrzanych oraz wyrazistego detektywa zmuszonego do borykania się z niechęcią kolegów po fachu, dociekliwością i zmiennością dziennikarzy i opinii publicznej. Niemniej książka Summerscale to przede wszystkim bardzo dobrze napisany reportaż z wiktoriańskiej Anglii, reportaż opowiadający tyleż o tajemniczej zbrodni i próbach jej rozwiązania, co i o początkach literackiego kryminału. Bo też bardziej niż detektewistyczna zagadka moją uwagę przyciągało to, jak Summerscale opisuje poprzez nią jak rozwijały się kryminały. Pokazuje jak opisywana zbrodnia wpłynęła na współczesnych jej pisarzy, z których mnie znany był niemal wyłącznie Dickens (nie licząc Poe, ten jednak ukazywany jest raczej jako teoretyk tworzący detektywa nieco wydumanego, podczas gdy Dickens spędzał godziny na rozmowach z prawdziwymi policjantami i pierwszymi detektywami).
Summerscale tropi wątki zbrodni na Road Hill obecne w dziełach literackich i ukazuje je czytelnikowi, przy okazji bardzo zgrabnie pokazując początki literatury kryminalnej i samej postaci detektywa. A wszystko to na tle prawdziwej zbrodni. Śledztwo w jej sprawie zostało opisane przez Summerscale dokładnie, wręcz drobiazgowo, dzięki czemu czytelnik uzyskał możliwość wejrzenia w opisywany świat, mentalność zamieszkujących go ludzi i specyfikę ówczesnej pracy policji. Pisząc krótko - znakomita rzecz! A dla kogo? Z pewnością dla wielbicieli kryminałów, dla czytelników reportaży i nawet dla historyków, bądź czytelników zainteresowanych epoką wiktoriańską. Dla fanów Wiedźmina troszkę mniej, ale niekoniecznie. Albinosa z dwoma mieczami w niej nie uświadczą. Znajdą jednak być może pierwowzór tej postaci, jeśli rzeczywiście nasz rodzimy wiedźmin wzorowany był po trochu na bohaterze powieści Chandlera. Byłby to zresztą kolejny dowcip losu, gdyby "whitcher" Geralt wzorowany był jakoś na Philipie Marlowe, pierwowzorem tego zaś (jak większości detektywów) był facet o nazwisku Whicher.
Kryminalnie przywitał mnie i poniedziałek, bo gdy zmierzałem spacerkiem do pracy dostrzegłem na jednym z kiosków reklamę nowej powieści Jo Nesbo - "Pierwszy śnieg", znów z komisarzem Harrym Hole w roli głównej. Dobrze, że powieści Nesbo nieźle się widać w Polsce sprzedają, choć brak im kampanii reklamowych na miarę trylogii Larsona. Są od wspomnianej trylogii przynajmniej o klasę lepsze (pod każdym względem), tyle, że bardziej klasyczne, trzymają się bowiem w okolicach czarnego kryminału. Po "Pierwszy śnieg" sięgnę więc z ochotą, lektura poprzednich pięciu powieści o wiecznie skłóconym ze światem i sobą samym, walczącym tyleż z przestępcami, co i z własnym problemem alkoholowym, kąśliwym, upartym i nieznośnym komisarzu Hole sprawiła mi przecież tyle frajdy!
Wydawcy powinni ci odpalać procent od sprzedaży. W życiu bym ie wpadł na pomysł czytania kryminałów - aż tu wchodzę na agrafkobloga i już chcę czytać.
OdpowiedzUsuńPowinieneś zostać politykiem, czy coś...
Wiesz, są kryminały i kryminały. Niektóre, jak Chandler w ogóle wyrastają ponad gatunek. Nesbo z kolei, w pierwszym tomie "trylogii z Oslo" naprawdę interesująco opisał kwestię faszyzmu w Norwegii (czegoś podobnego próbował w odniesieniu do Szwecji Larson, ale nie wyszło mu, choć on za to znakomicie ukazał pewne aspekty "nowoczesnych społeczeństw. użyłem cudzysłowu, bo ta "nowoczesność" u Larsona kryje odwieczne mroki). Obejrzałeś już angielską wersję Wallandera? Pozwoliłoby Ci to zobaczyć jak sprawnie przy użyciu kryminału może stawiać pewne diagnozy i pytania społeczne Menkell - tu celowo powołuję się na film, powieści Menkella są znakomite, ale w angielskim serialu (czy już pisałem, że Anglicy to absolutni mistrzowie jeśli chodzi o seriale kryminalne?) udało się wyciągnąć samą esencję powieści. Kryminał to wdzięczna forma do stawiania takich pytań, bo przecież zawsze ukazuje człowieka w bardzo szczególnym momencie, szczególnej, granicznej wręcz sytuacji. Mam wrażenie, że w Polsce jeszcze się po tę część kryminałów nie sięga, ale pewności mieć nie mogę, bo znawcą nie jestem.
OdpowiedzUsuńOczywiście - tak samo jak w przypadku fantastyki, te najlepsze kryminały otacza ją stosy literatury kiepskiej, albo wcale niezłej acz czysto rozrywkowej.
Od angielskiego Wallandera się nie tyle odbiłem, co zdecydowanie trafił mi w czas, w którym dodatkowe dokładanie sobie mroku nie bylo mi miłe. Ale wrócę do niego, to pewne.
OdpowiedzUsuń