I po wyborach. Zadzwonił do mnie kolega, z którym noc wcześniej zwiedzaliśmy Kraków pytając, czy już zagłosowałem, bo słyszał nieoficjalnie, że w Warszawie prowadzi Kaczyński. Jeśli więc ktoś jeszcze nie zagłosował, niech leci ratować świat. Tak szybko nie pobiegłem, ale w końcu uratowałem was wszystkich. Zadowoleni? Więcej supermenienia nie będzie.
Za to nocne po Krakowie łażenie było czymś wspaniałym, zwłaszcza, gdy robiło się to w dobrym towarzystwie. Niestety, nie wspięliśmy się na nieczynną jeszcze kładkę nad Wisłą, a to dlatego, że podsłuchaliśmy, że wszyscy naokoło mają ten sam pomysł. By nie iść z tłumem czmychnęliśmy pod wieżę telewizyjną, gdzie powitaliśmy świt. Potem przeszliśmy się przez Krzemionki i tylko na wspinaczkę na kopiec Kraka nie udało mi się znajomych namówić. Szkoda.
Tak wygląda moje lato, kiedy nie zmagam się z praca moją powszednią, albo z powieścią, którą piszę już tak długo, że sam zaczynam wątpić w jej istnienie.
I w samym środku tego wszystkiego dzwoni do mnie Draken i opowiada, że gdzieś, w Bydgoszczy, właśnie otworzono nową tanią książkę, na której można kupić komiksy z zamierzchłej magazynowej przeszłości, na przykład stare Dylan Dogi. Tacy, to mają dobrze!
Twój Dylan wyszedłby już dzisiaj na nogach listonosza, gdyby nie to, że musiałem na godzinkę ruszyć w teren i oczywiście akurat wtedy listowy się zjawił. Ale nic to! Jutro też jest dzień i tez przyjdzie listonosz!
OdpowiedzUsuńA w ogóle to się ociągasz z blogowaniem, zarówno tutaj jak i tam.
OdpowiedzUsuńA DD poszedł. Do niepconia także.
Dziękuję. Czy tylko ja widzę jakichś rowerzystów w moim profilu zamiast Bragona, hm?
OdpowiedzUsuńLato nie sprzyja blogowaniu, najwyraźniej. A jeszcze muszę te powieści pokończyć wreszcie, no!