Jeśli ktoś ma swoje zdanie, to się będzie go trzymał, choćby go czołgami rozjeżdżali, byle nie przyznać komuś racji.-
powiedział dla GW Krzysztof Grabowski z Dezertera w takim dziwnym, trochę smutnym, trochę wspomnieniowym, bardzo życiowym wywiadzie. Dziennikarz naciskał: "ale jesteś punkiem, gdzie twój bunt, skoro zarabiasz pieniądze, skoro dzieci posłałeś do komunii, skoro...". Grabowski odpowiadał cierpliwie, życiowo i z sensem. A dziennikarz albo ni w ząb tych odpowiedzi nie rozumiał, albo - co bardziej prawdopodobne - nie pasowały mu one do tezy. W ogóle za spokojny był chyba ten wywiad. Grabowski chyba to wreszcie zrozumiał, bo pod koniec wymierzył kilka prztyczków tym i owym, a może po prostu pozwolił sobie ulać nieco żalu i rozczarowania. I tak w wywiadzie dziennikarz i jego rozmówca osiągnęli porozumienie w żalu.
Mam podrapane i pogryzione ręce. To wszystko świeże rany; trochę drapią, trochę szczypią. Gdy wrócę do domu, gdy już odgrzeję bigos i zjem go z chlebem i winem, przybędą nowe. Mój pies, szczeniak mający około miesiąca, nie zna jeszcze innej formy komunikacji niż gryzienie. Poważnie. Potrafi nasikać na dowolne miejsce w mieszkaniu, uczy się już protestować piskiem przeciw pozostawianiu go samego, ale sensem jego świata, jedyną formą radosnego kontaktowania się ze mną jest drapanie mnie i gryzienie. Przedwczoraj jednak przyłapałem go na lizaniu moich poranionych rąk. Najwyraźniej niezbyt mądry pies w wieku dziecięcym potrafi uczyć się szybciej od nas, wyrosnąć ponad jałowość komunikacji. Zrozumiał, że z poranionymi rękami jest coś nie tak i próbuje temu zaradzić, choć równocześnie ani mu w głowie zrezygnować z radości gryzienia i drapania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz