Podczas zwyczajowego porannego niedoprasowywania koszuli, gdy patrzyłem na kota śpiącego w foteliku dziecięcym, i psa przyczajonego sennie pod owym fotelikiem (widok jak z Sinfest) niezupełnie niespodziewanie zadumałem się (widok jak ze Scrubs). Zadumanie, zapewne odpowiedzialne w pewnym stopniu ze stan koszuli, związane było z serialami. Przede wszystkim uświadomiłem sobie ostatecznie, że nadszedł kres pokątnego, wstydliwego obniżania poziomu testosteronu oglądaniem Grey's Anatomy. W serialu tym nie zostało już nic z komedii, nie ma w nim już prawie wcale pacjentów, zabrakło też sporej części aktorów z pierwszego, przypominającego nieco Scrubs, sezonu (swoją drogą, czy istnieje nadawany obecnie serial medyczny, który nie zżynałby ze Scrubs?). Ulżyło mi, znów będę mężczyzną. Następny myślowy krok skierował się w stronę House'a. Co i rusz znajduję na sieci opinie, iż obecny sezon należy do najgorszych. Nie podzielam ich, ale też nie wydaje mi się błędem zakończenie tego serialu na ósmym sezonie. Będzie mi go brakowało, lepiej jednak by odszedł w pełni chwały. W dodatku - cóż to za House bez Cuddy? Szefowa medyczna dołączyła do kobiet zdradzających ten serial. Tylko mężczyźni są mu wierni - z jednym wyjątkiem nieszczęśnika, który zapragnął zakosztować polityki i nie bacząc na los Arnolda pobiegł do Białego Domu (albo w jego okolice). Twórcy serialu podsumowali to złośliwą metaforą - odtwarzana przez niego postać strzeliła sobie w łeb.
W serialu pozostaje jednak Wilson, postać, być może ważniejsza dla tego, co dzieje się obecnie, niż mogłoby nam się wydawać. Wszyscy wiedzą, że Wilson to Watson, tak, jak House to Holmes. Postać wielkiego detektywa powróciła do łask, jednak to Watson został tak naprawdę odkryty przez popkulturę na nowo.
Zaczęło się, jak sądzę, od Wilsona właśnie. Był Watsonem jak należy - wiernie czuwał przy Housie, tolerując jego wybryki i pomagając mu w miarę możliwości. A jednak Wilson wykroczył poza stereotyp watsonowski. Nie był tylko potulnym dodatkiem do geniusza, ale potrafił też geniuszowi się postawić, podjąć jego grę na równych prawach i - od czasu do czasu - zwyciężać. W popkulturze utrwalił się inny obraz Watsona. To tło dla Holmesa, poczciwiec, w gruncie rzeczy domator, cichy i pokorny, często zabawny bo nieporadny, nienadążający za geniuszem. Wilson też czasem z trudem dogania pokręcone myśli House'a, ale zawsze wreszcie go dopada, czasem ratuje.
Zaczęło się od tego, że House został oparty na Holmesie, a gdy przybył "prawdziwy" Holmes, niespodziewanie wielu widzów odnalazło w nim House'a właśnie. Mowa oczywiście o filmie faceta, który wydobył w końcu swoje jaja spod obcasa Madonny i zamiast pełnić rolę męża swojej żony, znów zaczął być sobą (swoją drogą myśl, że Guy Ritchie kręci filmy jajami nie jest aż tak głupia). Postanowił on ukazać Holmesa jako awanturnika. Towarzyszem takiego detektywa nie mógł być pocieszny safanduła. Nowy filmowy Watson kłóci się więc z Holmesem, bije z rzezimieszkami, strzela (ktoś sobie przypomniał, że i w opowiadaniach Watson był niezłym strzelcem, a Holmes nieraz prosił go, by zabierał ze sobą rewolwer). Jeśli bywa zabawny, to zdecydowanie nie dlatego, że jest niezgułą. Ale to jeszcze nic. Prawdziwie nowego odczytania Watsona dokonali Anglicy w serialu "Sherlock". Tam Watson nosi w sobie mrok. To facet, który wrócił z wojny, a ona wciąż trzyma go w swoim uścisku. Choć bardzo by chciał, nie potrafi już żyć normalnie. A jeśli zajdzie taka potrzeba - zabije.
Czy to wszystko jest w jakiś sposób ważne, czy tylko próbuję wodolejstwem usprawiedliwić stan swojej koszuli? Uprę się, że chodzi o to pierwsze. Bo może nie tylko wydobyto z cienia Watsona? Może to część większego odkrywania bohaterów drugiego planu? Była już sztuka, a za nią film "Rosenkrantz i Guildenstern nie żyją", może będzie i więcej? Główni bohaterowie są mocno wyeksploatowani, ale ciężko rozstawać się nam z herosami, przy których się wychowaliśmy. Do tego popkultura w lepszym wydaniu, chętnie popdekonstruuje swoje korzenie. Czy zatem doczekamy się na przykład opowieści o Portosie, muszkieterze pełniącym zwykle rolę błazna, choć przecież jemu właśnie Dumas ofiarował najszlachetniejszą śmierć, spośród całej czwórki bohaterów? A może serialu doczeka się sam Watson, który przecież pod nieobecność Holmesa starał się, z różnym powodzeniem, rozwiązywać kryminalne zagadki. Holmes, zresztą, śledził z ukrycia jego poczynania. Wyobraźcie sobie serial (musieliby go zrobić Anglicy, nikt inny by nie podołał) o samotnym, trochę nieszczęśliwym Watsonie, który broni się przed ostatecznym pożegnaniem przyjaciela kontynuując jego misję. Nie wszystkie odcinki kończą się rozwiązaniem sprawy. Ponieważ jednak widz wie (ofiarowane są mu tropy), że Holmes żyje i obserwuje Watsona z ukrycia, nawet te przegrane sprawy, nie musiałyby oznaczać całkowitych klęsk. Serial mógłby być odpowiednio mroczny, ale widz bawiłby się przy nim także odnajdując tropy wskazujące na obecność Holmesa, której oczywiście nie można by dopowiedzieć. Wspominałem, że coś takiego nie udałoby się nikomu poza Anglikami?
Wyraźniejsze i poważniejsze ukazywanie postaci z tła to coś więcej, niż tylko popkulturowa zabawa. Giermkowie rycerzy istnieli także po to, by nam, zazwyczaj przecież ludziom tła właśnie, łatwiej było odnajdywać się w dziejach herosów. Nowe odkrywanie Watsona czy Portosa nie oznacza przecież, że oddalą się od nas przechodząc do wyższej klasy postaci, uzyskując status Bohaterów. Holmes ma Watsona, Doctor ma Rose, Filemon Bonifacego, Telesfor Teodora (teraz nikt już nie wie o czym mówię), Fandorin Massę a Frodo Sama. Gdy oni wszyscy, bohaterowie drugiego planu, staną w pełnym świetle, jego odblask może paść i na nas. To pocieszające także i dlatego, że ukazuje iż w popkulturze wciąż tkwi spory potencjał i wiele nieopowiedzianych historii. Pierwsze kroki ku ich poznaniu już zrobiono. Oby nie zawahano się przed kolejnymi.
no przecież.
OdpowiedzUsuńode mnie w tym temacie: http://www.film.org.pl/prace/insygnia_smierci.html
"Filemon Bonifacego"
OdpowiedzUsuńRaczej na odwrót; przecież wszyscy wiedzą, kto był prawdziwym Bohaterem "Kota Filemona".
no ba.
OdpowiedzUsuń@a. Dzięki za przypomnienie o Doctorze. Właśnie jestem na etapie opłakiwania Rose :-(
OdpowiedzUsuńWatson z "Sherlocka" jest rewelacyjny i ucieszyłbym się, gdyby w drugim sezonie narracja skupiła się na nim jeszcze bardziej. Watson solo to z kolei pomysł na sezon trzeci (bo w drugim ma być walka nad wodospadem Reichenbach), więc pisz do Moffata. To musi mu się spodobać.
Czytałem też o innej, trochę oklepanej, ale intrygującej interpretacji w sam raz na ten serial: Holmesa nie ma, jest halucynacją rannego, pogrążonego w wojennej traumie Watsona.
@ Ziuta - Opłakiwanie Rose osłodziło mi przybycie Marthy Jones, która, póki co, jest moją ulubioną towarzyszką Doctora i bardzo mnie ucieszyło, gdy pojawiła się ona w drugim sezonie Torchwood. Co do pomysłu na Watsona, rzeczywiście - to już jakby gdzieś było. Niemniej można by to nieźle rozegrać.
OdpowiedzUsuń@Tsiar - oczywiście masz rację. Filemon to tylko okazja by poznać Bonifacego. Jednak oficjalna wykładnia udaje, że jest inaczej:).
Ha, jestem właśnie na etapie Marthy. Zobaczymy, co będzie dalej.
OdpowiedzUsuńHalunowy Holmes był fanowską interpretacją serialu. Nie wiedziałem, że już gdzieś wykorzystaną.
Spieszę wyjaśnić, że o wykorzystaniu pomysłu odnośnie Holmesa to nie wiem. Jedynie mi się skojarzyło, że sam motyw nienowy.
OdpowiedzUsuńCo do duszoszczipiatylności Doctora, to poczekaj na odcinek, w którym odchodzi David Tennand. Łzy w oczach murowane.
Z Watsonem też bardzo sympatycznie poradził sobie Akunin w zbiorku "Nefrytowy różaniec". Tam Holmesa spotyka oczywiście Fandorin. A Watsona spotyka Massa, by dowiedzieć się od doktora, że znacznie lepiej finansowo niż na rozwiązywaniu zagadek kryminalnych wychodzi się na ich opisywaniu:).
"Rosenkrantz i Guildenstern nie żyją" to świetny film, widziałem go tylko raz w życiu, bodajże w 1997 r. Niestety, na peb.pl nikt nie wrzucił linka :(
OdpowiedzUsuńnosiwoda
a ja to (chyba) mam i mogę przy najbliższej okazji podrzucić
OdpowiedzUsuńhttp://www.youtube.com/watch?v=mbE6KXBuzbE
OdpowiedzUsuń@Bonifacy i Filemon
OdpowiedzUsuńhttp://lodz.naszemiasto.pl/artykul/933337,pomniki-filemona-i-bonifacego-przed-lodzkim-muzeum-zdjecia,id,t.html