I znów na Spider'sWeb pojawił się tekst, który namieszał mi w głowie. Traktuje on o rzeczach tak oczywistych, że na codzień niedostrzeganych, a mianowicie o odchodzeniu z użycia napędów optycznych.
Na razie, jak czytam, ma z nich zrezygnować Apple. Oczywiście, moja ostrożność wobec planów Jobbsa ma swoje irracjonalne źródła i jestem ją sobie w stanie wyjaśnić odruchową niechęcią wobec demonstracyjnego budowania poczucia elitarności, albo siedzącym we mnie podejrzliwym diable skłonnym snuć rozmaite teorie spiskowe. Bez względu jednak na sympatie bądź antypatie do produktów ze znakiem jabłka, nie mogę zaprzeczyć, że napęd optyczny w moim komputerze jest mi potrzebny coraz mniej. Dotyczy to nie tylko PC. Jeszcze do kupowanej trzy lata temu nokii producent dołączył płytkę z gromadą potrzebnych bądź przydatnych programów. Kupiony pół roku temu telefon na androidzie już tego nie potrzebował. Po włączeniu zaktualizował się sam i jak zaczął, tak nadal się aktualizuje, pytając mnie tylko o zgodę.
Także najczęściej kupowane przeze mnie programy, czyli gry, nie potrzebują już fizycznych nośników. Mam już przecież kilka gier na wirtualnych półkach, czy to w EA store, czy w GOG (Good Old Games - dobre, bo polskie;), dlatego wyłącznie po angielsku z cenami w dolarach), albo na Steam. W GOG nawet zadbano o to, bym poczuł się swojsko - po zalogowaniu się na konto widzę obrazek z moimi grami poustawianymi na "półkach". I właśnie widok tych półek przypomniał mi się, gdy czytałem wpis na Spider'sWeb
Jestem zadowolony z androida i wszystkich jego możliwości i ułatwień; pliki tekstowe przechowuję nie tylko na dziesiątkach kopii poupychanych na różnych fizycznych nośnikach (ale rzeczywiście - już nie na płytach CD, czy DVD) ale i w chmurze. A jednak czułbym dyskomfort, gdybym nie miał na zwyczajnej, prawdziwie drewnianej półce płytki z systemem operacyjnym. Z ta płytka właśnie daje mi poczucie bezpieczeństwa. W trybie offline mogę przecież zainstalować jej zawartość na dowolnym komputerze i nikt nie uaktualni jej o programy, których nie chcę. Żadna awaria sieci nie uniemożliwi mi pracy. Tak to sobie racjonalizuję. Ale może, po prostu, wychowany i urodzony w świecie fizycznym nie potrafię się jeszcze przyzwyczaić do faktu, że posiadam coś istniejącego wyłącznie w wersji cyfrowej (wiem, to też istnienie fizyczne, zgódźmy się, proszę, na pewną potoczność tego sformułowania). Jeżeli nie będę mógł dotknąć nośnika systemu mojego komputera (a system kompa to jednak z naistotniejszych rzeczy w moim życiu, czy tego chcę, czy nie), jeżeli nie będę mógł spakować go do plecaka wywieźć w góry, będę się czuł mniej niezależny i bezpieczny. Dla przykładu - choć bardzo cenię sobie i lubię androida w telefonie, uświadomiłem sobie właśnie, że mam delikatne uczucie, iż jest on mniej mój niż windows mieszkający na płytce. Być może ten archaizm (bo to już archaizm) wiele mówi o moim postrzeganiu rzeczywistości oraz o tym, jak rzeczywistość będą może postrzegać ci, którzy właśnie się rodzą, a dla których potoczne znaczenie słowa "fizyczność" czy "posiadanie" może okazać się zupełnie inne niż dla mnie. To niesie i dalsze konsekwencje. Już teraz istnieje wiele kontrowersji związanych ze słowem "posiadać" właśnie. Mam wrażenie, że będą one coraz bardziej narastać, choć to temat na osobny wpis.
Popuszczając wodzy fantazji - w konsekwencji będą mogły zmienić się i nasze rozumienia słowa "być". I tu prywata - mrugnięcie do Cetnara. Teraz już widzisz chłopie, czemu poprawki redakcyjne "Pseudaków" idą mi jak idą. Co zdanie to godzina rozważań. A tu jeszcze ludzie takie artykuły piszą. To zresztą dowód na to, że SF szybko się starzeje. Opowiadanie napisane chyba z dwa lata temu muszę teraz nieco aktualizować, nawet nie ze względu na rozwój techniki, ale ze względu na pytania, które ze sobą niesie. Lepiej chyba pisać fantasy, choć, wbrew pozorom, to może być trudniejsze. Oczywiście ostatnie pytanie to kolejny temat na osobny wpis.
Co jak co, ale trzymanie swoich danych/dokumentów w 'chmurze' uważam za coś... niezbyt poprawnego. Natomiast jakby na to nie patrzeć - nośniki jeszcze jakiś czas będą w użyciu. Popatrz na swoją konsolę i na gry koło niej :)
OdpowiedzUsuńP.S. Jak tam Battlefield - podszedł po tym jak przeszedłeś drugą część najpierw?
Dwie sprawy.
OdpowiedzUsuń1. A na pewno słyszałeś o Chromebookach. To dopiero komp, który bez sieci może posłużyć co najwyżej do puszczania kaczek (wyolbrzymiam, ale chyba niedużo)
2. byszbysz ma opowiadanie w "Księdze wojny", które ma ze dwa lata właśnie. I gdy Shadow napisał, że właśnie je czyta, to byszbysz zareagował mniej więcej tak: "o, stary, to miłego słuchania demówki z garażu". Bo teraz ten tekst "nagrałby" inaczej.
Dwa lata. Tylko i aż.
nosiwoda
@drzejan - zależy od dokumentów:). Dane osobowe trzymam w prywatnym sejfie za oryginałem "Bitwy od Grunwaldem" Matejki. Natomiast różne ścinki literackie trzymam też w chmurze, bo już mi różne rzeczy działy się z twardymi dyskami i innymi nośnikami.
OdpowiedzUsuńCo do Bad Company, urwałem mniej więcej w połowie, bo najpierw mój czas ukradł Batman a teraz RDR. Niemniej to zacna gra i chcę ją dokończyć.
@nosiwodo. Ale z byszbyszem może być i tak, że on ocenia nie tylko technikalia, ale własny rozwój literacki. Jeśli opowiadanie leży zbyt długo leży w ukryciu, to nieczęsto gra to na jego korzyść. A w niczyich oczach nie starzeje się tak szybko, jak w autorskich.
Kolejny temat do wielkiej dyskusji "co z tym SF?" :-)
OdpowiedzUsuńCzuję się staro, cholernie staro, bo za bardzo nie mogę się oswoić z wizją, że niedługo komputer bez sieci nie będzie działał. W ogóle. I tego, że 90% danych będzie w chmurze.
To może być nie tyle autentyczna potrzeba, ale kierunek wyznaczany przez korporacje w celu ocalenia praw autorskich i własności.
Prawo własności, w tym tradycyjnym zrozumieniu, miało sens, gdy skopiowanie było kosztowniejsze od pracy nad oryginałem. Albo kiedy skopiować w ogóle się nie dało, jak ziemi albo ropy. Komputery sprawiły, że kopiowanie jest właściwie darmowe (w przeciwieństwie do tworzenia, które wciąż przekłada się na realną pracę). 'Chmura' może być sposobem na ocalenie systemu. Kosztować będzie pamięć.
I ot temat dla SF :-)
Też zastanawiałem się nad tym problemem
OdpowiedzUsuńhttp://andrzej-zimniak.blogspot.com/2011/05/kultura-cyfrowa-za-pieniadze.html
i wydaje mi się, że skończy się jednak na chmurze, w obronie kapitalizmu. Będziesz miał "według kredytu", a nie "według potrzeb". Komunizm się nie sprawdził, albo lepiej: człowiek nie sprostał, także w przypadku dobrowolnych mikropłatności. A system musi jakoś się kręcić. Zawsze pozostanie możliwość kopiowania taką czy inną metodą, ale - jak zauważa Ziuta - będzie to kosztowniejsze (bardziej pracochłonne, dające niższą jakość) od legalnej procedury. Niby to jest oczywiste i perspektywiczne, zapewne konieczne, ale podobnie jak Agrafek odczuwam dyskomfort na samą myśl, że moja hołubiona kolekcja plików, niechby w postaci spersonalizowanej, wyląduje na jakimś anonimowym serwerze w Singapurze. Brrr. A do edytora tekstu wejdę przez Wyspy Owcze, chyba że wzmoże się wiatr słoneczny. Co wtedy?
Andrzej Zimniak
1. Czas zatacza koła. Gdzieś już to pisałem. Gdy w połowie lat 90-tych stawiałem jako praktykant pierwsze kroki w nadleśnictwie i załapałem się na wprowadzanie danych do Systemu Informatycznego Lasów Państwowych. Stał sobie serwer unixowy do którego siecią kabli podłączone były terminale. Oprócz bazy danych i programu ją obsługującego, na serwerze był tez edytor tekstu, arkusz kalkulacyjny i cośtam jeszcze. Potem terminale poszły na złom. Każdy dostał PCeta, oczywiście nadal podłączonego do SILP, ale już z wordem, excellem itp. A teraz z powrotem dostajemy coraz więcej narzędzi do których dostęp jest przez przeglądarkę www. Siedzą sobie na jakimś serwerze, a ja kupując sprzęt zastanawiam się - po kiego grzyba potrzebny mi dysk 500GB? (inna sprawa, czy dostęp do aplikacji na serwerze MUSI odbywać się przez przeglądarkę www? bez sensu).
OdpowiedzUsuń2. Co do wycofywania się z napędów. Nie sprawdziłem u źródła, ale znajomy informatyk zdradził mi teorię spiskową, dlaczego nie da się kupić komputera z oryginalnie wbudowanym napędem dyskietek 3,5cala. Otóż microsoft wymusił to na producentach sprzetu. Dlaczego? Aby nie dało się zainstalowac starszych wersji windows. Jeszcze win 98 i 2000, choc dystrybuowane na płytach, podczas instalacji testują sprzęt i szukają napedu A:. Jeśli go nie ma - instalacja nie jest kontynuowana. Tym sposobem zmiana sprzętu wymusza zmiane systemu. A są przypadki, w których stare windy radzą sobie bardzo dobrze, a wręcz są niezbędne (np pracując ze starymi urządzeniami pomiarowymi, sterownikami maszyn itp).
To ma być L-4...? Przynajmniej wpis ciekawy. Ale to, oczywiście, Twoja wina.
OdpowiedzUsuńmc