No proszę, jeszcze nie przestałem się ekscytować przyjazdem Calasso, który odwiedzi Kraków w listopadzie, a już GW poinformowała mnie, że w październiku zaglądnie do Krakowa Llosa. Jakże sympatycznie. Tylko co to dla mnie oznacza?
Nigdy nie rozumiałem idei zbierania autografów. Nawet powieść Zadie Smith nie była mi w stanie tego wytłumaczyć, choć jej bohater wydawał się o tyle zrozumiały, że utrzymywał się z handlu autografami. Jestem w stanie zaakceptować, że ktoś może zarazić się taką pasją, kolekcjonerstwo nie jest dla mnie kompletnie niezrozumiałe. Niemniej zawartość książki pozostaje dla mnie znacznie ważniejsza niż bazgroł na jej pierwszej stronie, choćby i z dedykacją. Posiadam coś ze dwa autografy, oba z lekka przypadkowe - ten Carrolla wygrałem w jakiś sposób wraz z książką, a do Duncana podeszliśmy z Niepco podczas targów książki, bo wydawał nam się smutny i samotny (mało kto w Polsce jeszcze wtedy kojarzył kto to taki). Kupiliśmy więc po "Welinie" i podeszliśmy do osamotnionego pisarza, by go pocieszyć.
Autograf to jednak tylko pierwszy krok, zaledwie znak, że w jakiś sposób przestawaliśmy z pisarzem, człowiekiem, który potrafi tak komponować słowa, by wywierały wpływ większy niż nasze potoczne artykulacje. Bo krokiem drugim jest rozmowa, czy choćby skromne przysłuchiwanie się z boku, jak pisarz rozmawia z kimś innym, a ostatecznie wysłuchanie wykładu pisarza na żywo. Wszystko to stanowi aspekty Przestawania z Autorem, jakiegoś, jak sobie wyobrażam, niemal metafizycznego kontaktu z człowiekiem niezwykłym, może nawet świętym w jakiś artystyczny czy intelektualny sposób. Dotykamy szat świętych i bogów, by część ich mocy oświeciła nas, może więc gromadzimy autografy, ściskamy dłonie i wymieniamy onieśmielone dykteryjki z autorami z podobnych powodów? Pisarz to inny świat, a my mamy szansę złapać choć łyk powietrza z tamtej strony. Zastanawiam się nad tym, bo co tak naprawdę da mi wysłuchanie wykładu Calasso? Czy więcej niż przeczytanie jego książek i artykułów? Chyba nie. Nie sądzę, by włoski mistrz słowa, którego zapisy wędrówek po kulturze tak bardzo mnie porywają przedstawił mi jakieś prawdy objawione, by możliwość wysłuchania go w cudowny sposób otworzyła mi oczy i umysł. Więcej niż dokonała jego twórczość, do której często i chętnie wracam godzinny może wykład nie dokona. Równie dobrze mógłbym zbyć całą sprawę wzruszeniem ramion i zamiast przepychać się w tłumie fanów uzbrojonych w wysokie tytuły naukowe i hajlajfowe doświadczenia, siąść w domu po raz kolejny ciesząc się fragmentami "Zaślubin Kadmosa z Harmonią".
A jednak zapewne w listopadzie wybiorę się na miejsce spotkania z Calasso, nawet jeśli jedyne, co będę z tego miał to intelektualne i towarzyskie siniaki. Choć nie zbieram autografów, poniesie mnie prywatna irracjonalność - chęć poprzestawania z człowiekiem, którego pióro, umysł i wiedza urzekły mnie i wciąż urzekają. Może nawet nie będę specjalnie słuchał tego, co powie. Postoję wciśnięty w jakąś kolumnę bądź ścianę, pogapię się na atrakcyjne młode intelektualistki, wymienię uśmiech z kimś znajomym. Po powrocie do domu odpalę może bloga i coś na nim napiszę. Nic się nie zmieni, bo niby jak? Niemniej, jest coś ujmującego w tym, że godzinę lub więcej życia spędzę w czasie, który mógłbym nazwać "sferą mimo wszystko". To będzie bardzo ludzki postępek.
nie no, pewnie po prostu posłuchasz fajnego wykładu. i zaspokoisz własny fetyszyzm :) ja nie kumam ani fetyszyzmu autografowego (btw, łowcę... zadie smith uważam za niedocenionego), ani Autorskiego, wysłuchałam w życiu kilku Autorów i niemal wszyscy rozczarowali (chyba głównie nieświadomością, że jako Autorzy - już nie żyją... pewnie wiesz o kim mówię :D). ale akurat calasso może być fajny, jeśli to będzie wykład. byłabym ciekawa np. palahniuka jako osoby, ale tak poza tym, to tylko zadie smith (bo większość Postaci już nie żyje). też fetyszyzm, c'nie?
OdpowiedzUsuńTo ja się wstydliwie przyznam. Mam autografy: Sapkowskiego, Pratchetta, Wegnera, Małeckiego, Zbierzchowskiego, Kosika, Dukaja, Szostaka, Twardocha, Miszczaka, Matuszka i Ursuli Le Guin. Kolejny jedzie pocztą. Dlaczego je zbieram? Są przyczyny gnostycko-kabalistyczne (autograf autor robi z książki literackiego golema (-:). Wynika to też z mojego chłopsko-proletariackiego pochodzenia. Artysta to, wiadomo, rodzaj arystokraty ducha, czuję się więc przed nim jak chłop przed panem: garbię się, zdejmuję czapkę, mamroczę. Autograf to tak, jakby pan rzucił mi dukata przez okno karety.
OdpowiedzUsuńCo ciekawe, nie zbieram podpisów autorów, których znam za dobrze. Dowodem jest mój egzemplarz "Nowe idzie". Do dziś nie zebrałem się, żeby zanieść go Agrafkowi i Jewgienijowi.
a ja mam autograf Rogoży, ale to w sumie nie był autograf dla mnie, tylko dla mojego współlokatora...
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o Zadie Smith, to bałbym się prosić ją o autograf, bo mogłaby zwyciężyć moja podświadomość i zamiast o autograf poprosiłbym ją o rękę. Stosunkowo niskich ocen "Łowcy autografów", ocenianego powszechnie jako najsłabsza powieść Smith także nie rozumiem. Ja za nią przepadam. Co, w sumie niewiele znaczy, bo podobny stosunek mam do pozostałych powieści Smith. Powiedzmy więc, że czuję do tej powieści miętę:).
OdpowiedzUsuńRzeczywiście, nie przypominam sobie, byś mi podsuwał coś do podpisania, Ziuta. Przyznam Ci się, że za każdym razem, gdy spotyka mnie coś takiego odczuwam konfuzję. Na szczęście będąc autorem mało znanym mogę się pocieszać, że ludzie proszą mnie o podpis nie z prawdziwej pasji, ale by poprawić mi humor:).
Zastanawiam się, czy jest jakiś pisarz, z którym bardzo chciałbym dłużej porozmawiać i - prawdę mówiąc - nikt nie przychodzi mi do głowy. Z oczywistych względów nie biorę tu pod uwagę polskich autorów fantastyki (i Zadie Smith;) ).
Wychodzi na to, że wyżej cenię sobie spotkania z książkami niż z ich autorami (wyjąwszy zastrzeżenie z poprzedniego akapitu).
A! Mam jeszcze dedykację od Jeffrey'a Forda. Potem, już po podpisie, potknęła się o mnie jego żona, co uważam za mój najbliższy kontakt ze Sztuką ever.
OdpowiedzUsuńdla mnie łowca autografów jest książką dla fetyszystów - może recenzje pisali nie-fetyszyści? :) mam zakładki w paru miejscach. np. tam, gdzie smith opisuje dziewczynę głównego bohatera. oczywiście ja tam widzę samą zadie, tyle że z ogoloną głową.
OdpowiedzUsuńczytałam wczoraj wstęp do "poparzonych dzieci ameryki", i tam jest taki fajny fragment, w którym smith opisuje upijanie się z jakimś włoskim redaktorem i jego żoną podczas jakichś targów książki we włoszech. agrafku - uważaj!
Tak teraz myślę, że dobrym momentem na wzięcie od Ciebie, agrafku, autografu, będzie premiera powieści. Rzeczywiście, na opowiadaniach to trochę dziwnie, a gruby tom wygląda dumnie :)
OdpowiedzUsuń@agrafek: Święta racja, że nie chcesz rozmawiać z pisarzami. Pisarz to takie zwierzę układające słówka, i w tym jest dobry jak autystyk liczący rozsypane zapałki. Intuicyjnie potrafi zbudować z tych słówek świat na tyle złożony, że wchodzi się do niego z przyjemnością, i każdy widzi co innego. Z czego bynajmniej nie wynika, że pisarz jest mędrcem, mesjaszem, przewodnikiem, naukowcem, kimś wielkim. Chociaż oczywiście może nim być, zupełnie niezależnie od swojego pisarskiego talentu. Wtedy rozmowa z nim może być ciekawa, ale w innych przypadkach odradzam.
OdpowiedzUsuńAutografy czasem zbieram, ale traktuję ten akt (bo dla mnie liczy się akt wpisywania autografu, nie sam autograf) jak Indianie wypalenie fajki pokoju. Żeby wyrazić podobnego rodzaju życzliwe nastawienie, cywilizowani obywatele ściskają sobie prawice, a małpki bonobo ostentacyjnie kopulują.
@VN: Jakie piękne i ciekawe stwierdzenie: „autor nieświadomy tego, że już nie żyje”. Pewnie głównie tacy jeżdżą na konwenty, bo inni zajęci są pisaniem. No tak, ale rozmowa może być pouczająca jak wizyta w skansenie, muzeum czy zagraconym pokoju, „w którym żył i pracował...”. W korzystniejszym przypadku na pisarzu-umarlaku może jeszcze egzystować jego drugie wcielenie, np. erudyty, naukowca, polityka, i wtedy można sobie pogadać. Nie jestem jednak przekonany, czy jest to naprawdę rozmowa z pisarzem.
Mój poprzedni wpis miał wyjaśniać przez przejaskrawienia, a wyszedł trochę, hmm, sarkastycznie. Jest oczywiste, że pisarz to gość który już coś opublikował, a więc ktoś go czyta, czyli coś interesującego potrafił w swoich utworach zawrzeć. Podtrzymuję jednak tezę, że jego talent eksponuje się głównie intuicyjnie, a więc rozmowa z takim facetem może nie spełnić oczekiwań. Chcę powiedzieć, że jego proza z reguły jest znacznie lepsza niż wypowiedzi (jeśli jest odwrotnie, rozmawiamy z erudytą, który próbuje spisywać swoje przemyślenia). A więc, autor powinien z zasady wstrzymać się od analizowania swojej twórczości. Interpretacja jest rolą odbiorców.
OdpowiedzUsuń