Rozczarowania spotykają nas na każdym kroku. Ilekroć czytam w prasie, na blogach, albo na którymś forum informacje o spadającym i upadającym czytelnictwie, czuję miłe ciepełko koło serca. Bo przecież oznacza to, że należę - nareszcie! - do jakiegoś elitarnego klubu! Bardzo szybko okazuje się, że to nieprawda.
Przez jakiś czas uważałem, że jestem jedyną osobą w Polsce czytającą Calasso. Niestety, jakaś banda nieużytych intelektualistów postanowiła zaprosić go do Krakowa, z czego dedukuję, że oprócz mnie jest jeszcze kilka osób zaznajomionych z włoskim pisarzem. Długo pocieszałem się, że przynajmniej "Życie i los" przeczytałem w całej Polsce tylko ja jeden. To przecież cegła taka, że nawet Ziuta nie podołał z braku czasu, a do tego droga jak jasny gwint. I nawet tu spotkało mnie rozczarowanie!
Na jednym z odwiedzanych przeze mnie portali poświęconych grom video odbywają się od czasu rozmowy o... książkach. Zaczyna się to zwykle tak, że redakcja zagaja, iż chętnie by coś poczytała, ale nie ma co. Użytkownicy spieszą z podpowiedziami, dzięki czemu mogłem ucieszyć się, że sporo fanów gier lubi np. Czarną Kompanię. Któregoś dnia redakcja zaproponowała, by opowiedzieć, co pomaga graczom wczuć się w klimat przed grą, której akcja toczy się podczas oblężenia Stalingradu. I co? I okazało się, że naprawdę sporo osób nakręca się na Stalingrad Grossmanem!
Wiem już zatem, że powieści czytają namiętni gracze. Kto jeszcze? Ano, jak dowiedziałem się wczoraj wieczorem, także banda geeków zgromadzona w guglowych kręgach w okół Spidersweb lubi sobie poczytać. Krótka rozmowa w strumieniu pozwoliła mi poznać gusta fanów nowoczesnych technologii. Wśród autorów powieści, do których ludzie ci lubią wracać zostali wymienieni m. in. Zajdel, Feist, Huxley i Zelazny.
Kurcze, gdzie się nie obejrzę ludzie czytają i nawet chętnie rozmawiają o literaturze. Skąd więc ten książkowy kryzys? Czy ja spotykam ciągle tych samych tysiąc osób, które rozmawiają o literaturze pod różnymi nickami?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz