19.10.2012

bez numeru. informacja i link.

Swego czasu Jewgienij rzucił na gadulcu, albo przy piwie, albo w jeszcze innych jakichś okolicznościach: "za dużo piszesz o tych grach na blogu". Tak się tym przejąłem, że niemal przestałem o grach tu pisać. Ponieważ jednak temat gier wciąż we mnie siedzi, znalazłem, by nie drażnić Jewgienija, inne miejsce w sieci, gdzie mogę się wyżyć w tym temacie. Jeśli ktoś tam zerknie, wyda się, że działam i pod innym nickiem. Trudno, anonimowość w sieci i tak nie istnieje.

Właśnie ukazał się tam tak oto zaczynający się tekst:

Czy gry opowiadają nam o świecie spełniając tym samym rolę przynależną wszystkim innym mediom?
A może jest tak, że możemy powiedzieć coś o świecie obserwując gry, analizując je niejako z boku, jako chłodni obserwatorzy a nie uczestnicy opowieści? Może rozgrywka nie tyle wyparła w grach opowieść, co zbanalizowała ją i może gry nie mają nam do powiedzenia wiele więcej od skorup wykopywanych przez archeologów, by na ich podstawie mogli tworzyć obrazy minonego świata? Czy ma znaczenie, że gry stawiają nas najczęściej wobec jakiegoś zagrożenia?
Daleko, daleko stąd, na serwisie gram.pl znany skąd inąd Sławomir Serafin napisał całkiem długi tekst o seksie w grach. Wśród innych tez wymienił jedną, ostatnio coraz popularniejszą. Taką mianowicie, że gry dojrzewają, obrastają w powagę i prestiż wynoszące je ponad banalną rozrywkę porównywalną z berkiem czy plotami w kuchni. Odruchowo zgodziłem się z takim postawieniem sprawy, bo ochoczo zgdzałem się z nim i wcześniej. Potem jednak, skuszony pierwszą niezgodą z innymi tezami tekstu pogrążałem się w kolejnych zwątpieniach, by wreszcie dojść do zwątpienia najstraszniejszego. Zwątpiłem mianowicie w ową dojrzałość gier. Ba, zwątpiłem w to, że gry w ogóle mogą dojrzeć.

Całość - "Wieczne szczenięta" - na gikz.pl.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz