22.04.2014

223. Więcej niż Cthulhu

Winę za niniejszy wpis ponosi GW, która nadziwić się nie może „sukcesem” sondażowym Korwina Mikke.

To nie będzie wpis o Korwinie, choć trzeba wspomnieć, że jego sukces bierze się, w moim przekonaniu, między innymi z faktu, że jako myśliciel od lat pozostający w opozycji do absolutnie wszystkich i wszystkiego pozostał jednym z nielicznych z polityków, którzy jeszcze się nie zużyli. Tak naprawdę JKM jest rodzimym odpowiednikiem Wielkiego Przedwiecznego, na którego głos chętnie oddadzą desperaci, którzy czują się zmęczeni widokiem wciąż tych samych gąb wygłaszających wciąż te same komunały czy ktoś w nie wierzy, czy nie.

Hasło, by poprzeć Cthulhu, bo „jak długo można głosować na mniejsze zło” powraca od dawna. I prawdę mówiąc chętnie zobaczyłbym miny gwiazd sejm shore, gdyby Wielki Przedwieczny zebrał tak z 10% poparcia w wyborach. Niestety, kontestatorom nie udało się dotąd zmobilizować. Zachodząc w głowę dlaczego, doszedłem do wniosku, że odpowiadać mogą za to dwa czynniki:
  • głosowanie na największe zło we wszechświecie wciąż może u niektórych budzić pewien opór,
  • Cthulhu to postać z importu, co nie może spodobać się narodowcom.
Dlatego mam propozycję innych kandydatów. Razem tworzyliby ponadpodziałową grupę bajkową i mogliby zadowolić wszystkich wyborców.

Na początek Smok Wawelski – raczej konserwatysta, z racji zamieszkania związany z rodziną panującą. Wprawdzie, jak na środowiska prawicowe przystało, szybko doszło do konfliktu między frakcjami partii wawelskiej, ale to tylko potwierdza, że Smok z ducha jest prawdziwym polskim prawicowcem. Istnieje wszakże  wykładnia Pagaczewskiego, który to publicysta polityczny wskazuje, że Smok to konserwatysta wprawdzie, ale oświecony. Sprzyja rozwojowi nauki i techniki, odnosi sukcesy dyplomatyczne, ceni włoską kuchnię i potrafi dogadać się praktycznie z każdym.

Naturalnym kontrkandydatem dla Smoka wydawać się powinien hołdujący anarchistycznym tradycjom, skłonny do wysadzania burżuazyjnych reliktów, Szewczyk Dratewka. Radykalna Lewica znalazłaby w nim swego kandydata, choć niepokoją pogłoski, że to albo zdrajca współpracujący przy usunięciu Smoka z reżymem Kraka, albo kolejny przykład na to, jak konserwa wykorzystuje ideowych, acz nieco zaślepionych postępowców.


Centrolewicowców powinna zainteresować kandydatura Koszałka Opałka. To intelektualista, historyk, a przecież zdolny do przyjaźni z ludem, rozumiejący jego potrzeby. Posiada sprawną bazę organizacyjną nie przypadkiem przystrojoną w czerwone czapeczki. Koszałek Opałek wydaje się być politykiem w typie Tadeusza Mazowieckiego, a tego przecież prawie wszyscy zaczęli cenić, jak tylko umarł.
Pracą u podstaw mógłby pochwalić się Miś Uszatek. Klapnięte uszko dowodzi, że swoje przeżył. Z pewnością należy do charyzmatycznych ludowych przywódców, którzy ciężką pracą udowodnili, że zasłużyli na zaufanie. Widzę go w koalicji z Koszałkiem Opałkiem, którego wspierałby tak entuzjazmem, jak i rozsądkiem znakomicie uzupełniającym intelektualne walory krasnoludka.



Tę część prawicowych wyborców, którzy lubują się w chwalebnych klęskach i wielkich gestach, przyciągnie z pewnością postać Kraka. Potrafił wchodzić w układy ze wszystkimi – a to ze smokiem, a to z Dratewką, potem umarł w niejasnych okolicznościach (bo nikt ich nie wyjaśniał, przecież) pozwalając by jego partia niemal rozpadła się w kłótniach. Ostatecznie prezesurę przejęła nieodrodna córka Kraka, Wanda, która rzuciła się melodramatycznie w fale Wisły, by tym zręcznym manewrem taktycznym powstrzymać germańskiego najeźdźcę.


Przyznaję, że miałem kłopot ze znalezieniem kandydata dla nowoczesnej lewicy, która jest nieco mniej centrowa niż potencjalni wyborcy Koszałka Opałka. Ostatecznie zdecydowałem się na import. Jak wiadomo nowoczesna lewica działa wyszukując wszelkie możliwe mniejszości, by następnie głośno a widowiskowo występować w ich imieniu, czy tego chcą, czy nie. Idealnym, choć nieoczywistym, jej reprezentantem byłby Paszczak. On także specjalizuje się w wyszukiwaniu drobnych, jakby mniejszościowych, przejawów istnienia, by kolekcjonować je a następnie chwalić się swoimi zbiorami. Podobnie jak nowoczesna polska lewica, poza reprezentowaniem i prezentowaniem nie robi już wiele więcej, bo wystarczy mu, że zbiory istnieją, że je posiada i może się nimi pochwalić na manifestacjach. Nawołuje przy tym o spokój i gani rozrabiaków reprezentujących odmienne wartości. Mógłby spokojnie zgłaszać wnioski sejmowe wiedząc, że nie przejdą, a następnie gromko oświadczać, że chciał coś zmienić, ale się nie dało, reklamując przy tym swoje przywiązanie do kolekcjonerskich wartości.

W imieniu zielonych wspierałaby go Buka. Też pasuje idealnie – nikt nie wie o co jej chodzi, prawicowcy się jej boją, lewicowcy trochę też, ale i tak mogliby ją popierać, byleby trzymała się od nich z daleka. A ona chodziłaby i gasiła ogniska – te symbole triumfu technologii nad naturą.

Jeżeli jacyś konserwatyści mogliby sarkać na Smoka Wawelskiego ze względu na jego skłonności kulinarne, ewentualnie z niechęci do tzw. Szkoły Krakowskiej (słynne krakowskie podejście do naszych niemieckich sąsiadów reprezentowane przez Wandę oraz pewnego niedoszłego premiera), ich idealnym kandydatem byłby związany z ruchami ludowymi Kot Bonifacy. Reprezentuje on tradycyjny konserwatyzm, mówiący, że najważniejsze, to mieć swój zapiecek i się z niego nie ruszać, a wszystko się jakoś ułoży. Ze względu na umaszczenie Bonifacego istnieją przesłanki mówiące o jego dobrych stosunkach z władzami kościelnymi. Młodym oferuje on do współpracy swojego asystenta, działającego od lat około trzydziestu w młodzieżówce a mimo to wciąż pełnego entuzjazmu Filemona. Obaj zyskaliby poparcie ludowców, pod warunkiem przyjęcia w szeregi Pyzy niestrudzenie wędrującej po polskich dróżkach by nawiązywać kontakt z wyborcami.

W ten sposób powstałyby zalążki reprezentacji, która – marzy mi się to – byłaby zdolna zdobyć głosy tych wyborców, którym nie chce się już słuchać bajek polityków, wobec czego woleliby szczere, sympatyczne gębule i mordki postaci z bajek. Osobiście jestem gotów zagłosować nawet na Dratewkę, jeśli sejm shore zaniemówił by ze zdumienia widząc jego sukces wyborczy.

8 komentarzy:

  1. Niebezpieczne wpisy. Bo przecież kim są przyjaciele Uszatka? Bliźniacy Króliki oraz Prosiak. Pierwsi - wiadomo, a Prosiak - wypisz-wymaluj Oleksy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z Uszatkiem jest ten problem, że można mu zarzucać "umoczenie" w minionym systemie. Wydaje mi się jednak, że to typ społecznika, który po prostu chce pomagać nie bacząc na koniunkturę. Taki trochę Kuroń. Kiedyś trochę się plątał, bo system był taki a nie inny, ale ogólnie - dusza postać, symbol i jeansy.

      Usuń
  2. Dodałbym tutaj jeszcze Koziołka Matołka jako reprezentanta zawodowych mniejszości, których proweniencja ma cokolwiek wspólnego ze wszystkim, tylko nie z polityką, a zatem homoseksualistów, transseksualistów, innych *-seksualistów, cyklistów oraz innych dziwaków, których nigdzie nie brakuje, a którzy wciąż nie mają rzetelnej reprezentacji (Palikot to coś jak wysłanie mężczyzny na Światowy Szczyt Kobiet jako reprezentanta rządu polskiego, stara się, ale cały czas jakoś tak... no, nie pasuje, za normalny jest wciąż).
    Przemierza niestrudzenie świat (kraj w szczególności) w poszukiwaniu mitycznego Pacanowa z wiarą głęboką, że jak już go odnajdzie, w efekcie stanie się kuty na cztery nogi. Jak wiadomo, kupa śmiechu z tego wynikła, a Koziołek zajął się pożyteczną działalnością, jak edukowanie mieszkańców Afryki, prelekcje z podróży w szkołach podstawowych itp.

    OdpowiedzUsuń
  3. Warto zauważyć, że Smok Wawelski to nie żaden socjalny Jurek, tylko korwinista z krwi, kości i siarki: darwinista społeczny jak się patrzy.

    No i klasyfikacja Paszczaka do mnie nie przemawia – przecież to, jakkolwiek nieszkodliwa, opozycja wobec anarcholewicowych Muminków! Paszczak jest taką oswojoną, nieporadną niby-konserwą pokroju Kazimierza Marcinkiewicza. Z drugiej strony typowy genderysta, co przemawia na rzecz Twojej, agrafku, teorii.

    Na marginesie: ten rosnący lęk mediów przed Korwinem obserwuję z proporcjonalnie rosnącym rozbawieniem. Podobnie – z drugiej strony – okoliczność, że upada jego spiskowa teoria o przemilczaniu go przez owe media, bo od kiedy ma wyższe słupki, nie wychodzi z telewizyj.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mówisz, że Muminki to komuna? W sumie przygarniają każdego, kto zapragnie być przygarniętym. Z drugiej strony mogą też być klasycznym modelem amerykańskiej rodziny, jak bohaterowie "Różowych lat siedemdziesiątych", którzy też tak przygarniali i udawali, że nie wiedzą, iż tworzą sobie w ten sposób w piwnicy hipisowską komunę.

      Przeciw tezie o komunie może świadczyć postawa Muminka darzącego nienaruszalnym szacunkiem swoich rodziców. No i hiper patriarchalny model rodziny, w którym ojcu-niebieskiemu ptakowi wolno wszystko i wydaje mu się, że rządzi, a prawdziwie władająca Doliną matka skromnie trzyma się w cieniu.

      Usuń
    2. Ale rządy Taty Muminka można wyprowadzić nie z płci, tylko z tego, że „w młodości prowadził łajdackie życie” (zauważ, że podziw dlań właśnie na legendzie owego „łajdackiego życia” w dużej mierze się opiera!). Zresztą ważniejsza jest tu anarchiczność niż lewicowość (przyjmuję, że co prawda prawicowiec nie może być anarchistą, ale – jako anarcha? – może anarchizować): świat jest groźny, bo są na nim – jeden z moich ulubionych wyimków – „Buki i policjanci”. Jednak skłonność do środków psychodelicznych („tabletki na melancholię” Mamy Muminka) wskazywałaby raczej na lewą stronę. Oczywiście narkotyzowanie się, podobnie jak ekologia, to szlachetne, konserwatywne przedsięwzięcia ostatecznie zawłaszczone przez lewicę już po pierwszych książkach Jansson, ale za to główny ideolog Doliny, Włóczykij, to niemieckie Pokolenie '68 jak się patrzy. A kiedy dodać do tego jeszcze bezstresowe wychowanie i często przejawiane swobodne podejście do własności prywatnej, wyrok staje się jasny. Chciałem kiedyś napisać tekst o tym, że piękno „Muminków” stąd się bierze, iż są immoralizmem dla najmłodszych – chcą siać w dziecinnych główkach anarchię, destrukcję, ignorancję i obojętność; lecz nie znalazłem motywacji. Swoją drogą szkoda, że największy myśliciel w Dolinie, Piżmowiec, pojawia się bodaj (?) tylko w jednej powieści.

      Usuń
    3. Po rozmowie z Artemis na ten temat doszedłem do wniosku (właściwie oczywistego), że kłopot w tym, iż tak lubimy Muminki, że konserwa będzie widzieć w nim konserwę a lewica lewicę i już:).

      Ja młodość Tatusia widzę w kategorii: "kto za młodu nie był socjalistą...". Burzliwa hipisowska młodość nie przeszkadza mu być ciepłym i cierpliwym konserwatywnym gentlemanem w cylindrze. I na Włóczykija też patrzy z cierpliwością i sympatią. Nawet porwanie całej rodziny na wyprawę w morze to nie bunt lewicowca, który wolałby pewnie przebudować Dolinę, ale właśnie konserwatysty w średnim wieku.

      Za to nie znajduję odpowiedzi dla tego, co piszesz o muminkowym wychowaniu. Chyba, że Tatuś pamięta o tym, że "kto za młodu nie był...":).

      Usuń
  4. Oj tam, ja wszak jestem anarchokonserwatystą, a nie anarcholewicowcem, przeto Wasza teoria obalona :P Poza tym zauważ, że tradycjonalizm-patriarchalizm Tatusia to takie urocze dziwactwo, do którego Tatuś Muminka jako zasłużony ekscentryk ma prawo.

    PS Piżmowiec oczywiście jest jeszcze we "W Dolinie Muminków", mój błąd.

    OdpowiedzUsuń