12.12.2014

237. This War of Mine

Wyszło tak, że napisałem o tej grze dwa razy na gikzie. Ponieważ te teksty jakoś się uzupełniają, podlinkuje oba.

Pierwszy był ten o ukazywaniu wojny w grach.

Fragmencik:
Pal sześć hejterów. TWoM odniosło sukces tam, gdzie czasem innym tytułom zdarzało się polec. Pierwszy, jaki przychodzi mi do głowy to „Spec Ops: The Line” – gra, która miała opowiadać o okropieństwach wojny, ale trochę się pogubiła. Po pierwsze czyniąc swoim bohaterem żołnierza weszła w buty strzelanek, co – nieco wbrew intencjom twórców – zbliżyło ją do gier traktujących rozwalanie ludzi rozrywkowo. Jasne, nasz bohater miał popadać w szaleństwo wzorowane na szaleństwie ukazanym w „Czasie Apokalipsy” a wcześniej w „Jądrze Ciemności”. Jednak w obu wcześniejszych przypadkach (literackim i filmowym) doświadczaliśmy pewnego skończonego dzieła, poznawaliśmy przypowieść o korozji duszy. Nikt nie kazał nam wierzyć, że to my jesteśmy wędrującymi po piekle. Paradoksalnie dzięki temu i powieść i film działały mocniej niż gra, w której dylematy moralne serwowano nam pomiędzy jedną a drugą strzelaniną nie różniącą się od strzelanin w innych grach.

A dziś poszedł już tekst właściwy :
 I fragmencik:
 Inną inspiracją dla twórców TWoM wydaje mi się popularność gier (i książek) postapo. Oberwało mi się na fanpage’u Metra za stwierdzenie, że TWoM to postapo, czytelnicy przywiązani do zastałych definicji uznali, że przesadziłem. A jednak, gdy przyjrzymy się podstawom gry, trudno znaleźć różnice – wśród ruin świata, który znali, bohaterowie gry próbują odnajdywać żywność, tworzyć narzędzia i broń a także unikać band  łupieżców. Tak naprawdę jedyna różnica to brak elementu fantastycznego – nie było wojny jądrowej i nie ścigają nas mutanci. A że apokalipsa dotknęła jedno miasto a nie cały świat? Dla mnie, przyznam, to żadna różnica.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz