Najpierw obudziłem się o drugiej trzydzieści osiem, potem o czwartej dwadzieścia i dwa. W efekcie o szóstej, kiedy rozdarł się budzik w telefonie, już mi się budzić nie chciało. Niestety, nie miałem wyjścia. Otworzyłem oczy, by przekonać się, iż poniedziałkowy poranek wygląda jak noc gdzieś, gdzie nawet gwiazdy to czarne otchłanie. Było ciemniej niż o tej samej porze w piątek trzynastego.
Mimo to wstałem. Z internetu dowiedziałem się, że oddycham chorobami płuc w proszku, więc porzuciłem internety. I wtedy przyszło mi do głowy, że być może przy życiu trzyma mnie udawanie, że świata nie ma. Gdy media zachwycały się łuną nad warszawskim mostem ja oglądałem "Fortitude", gdzie zima jest mniej ciemna, bo wszędzie leży śnieg i widać gwiazdy. No dobra, mają tam mordercze białe niedźwiedzie, jeszcze bardziej morderczych ludzi i krwiożerczych kapitalistów. Ale nie oddychają zalążkami raka, zaś ich życie ma posmak przygody. No i nie wolno tam umierać.
Z kolei aferę z molestującym albo nie dziennikarzem przegapiłem, bo wolałem oglądać kolejne odcinki "Banshee", a nawet "Hart of Dixie", choć to drugie już w pierwszym sezonie stoczyło się w jeszcze jedną komedię romantyczną. No, ale HoD jest bardziej bajkowe od dowolnie wybranej bajki, a do tego moje uszy lubią akcent, z którym mówią tamtejsze kobiety.
Popkultura przestała być komentarzem do świata, albo jego marginesem, bądź kurortem, w którym chowamy się przed powszednimi truciznami. Dla coraz większej ilości ludzi stała się światem prawdziwym i pierwszym. Nie dlatego, że bardziej fascynują widzów losy jakichś hodowanych wsobnie Forresterów, ale dlatego, że mass media są pięć razy bardziej modonasukcesowe od dowolnej soap opery. A przy tym monotonniejsze i pozbawione sympatycznych elementów komediowych.
Więc po co udawać, że to, co oglądamy ma znaczenie? Lepiej z całą otwartością dać się unieść powieściom, serialom, grom i czemu tam chcecie. Dziś do obiadu pewnie zobaczę kolejny odcinek serialu o pastelowych kucykach, bo to jeden z tych dni, kiedy kurczowo trzyma się mojego planu dnia siostrzenica. Ale gdy ona pójdzie spać ja zanurzę się w jakiś zmyślony, ale posiadający zwartą narrację serial nie dla dzieci. A potem poczytam. A potem zagram. Udam, że dziennikarze i ich zamknięty świat wykrzykiwanych niusów nie istnieją.
Zresztą, umówmy się, jestem sobie w stanie wyobrazić gorsze tło do obiadu niż słodkorożce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz