Oglądam sobie drugą część telewizyjnego wywiadu z Witem Szostakiem (o tutaj) i nagle dopada mnie, zapewne nie po raz pierwszy, uświadomienie, że najważniejsze, książki to te, które czynią nas większymi niż jesteśmy na co dzień. Sami widzicie - banał. Pomyślałem to, zapewne, w ten czy inny sposób, już wcześniej wiele razy, ale dziś akurat mam pod ręką internet i klawiaturę, dlatego zdążę to zapisać.
Ale o co chodzi z tym uwiększaniem nas przez książkę? Czy o jakieś emocje, których byśmy bez niej nie odkryli? Możliwe, choć siedzi we mnie, być może błędna, intuicja, że alfabet emocji jest na tyle osobisty, że nikt nam go nie podyktuje. Możemy więc mieć problem ze składaniem w nim słów - i tu powieść bądź wiersz mogą się okazać dla nas pomocne - jednak jeśli ktoś użyje liter, których nie znamy, to nie odczytamy ich, choćbyśmy nie wiem jakimi byli Champollionami.
Ale czasem powieść może pobudzić w nas refleksje, na które byśmy się bez niej nie zdobyli. Może okazać się inteligentniejsza od nas, zmusić nas do wysiłku myślenia ponad siebie. Ja tak mam z Szostakiem, nawet jeśli nie widać tego po tym wpisie.
To pewnie dlatego, że wywiady z nim nie mobilizują mnie tak, jak jego książki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz