1. Przeczytałem wreszcie "Pieśń dla Arbonne" Kaya. Zwlekałem z tą lekturą po wypadku z "Ysabelle" i chyba słusznie robiłem. Kiedy jednak powieść trafiła na tanią książkę, ugiąłem się i kupiłem ją, a potem korzystając z uprzejmości PKP, podczas kilkunastogodzinnej podróży przeczytałem. I co? I nie jest źle, ale dobrze też nie jest. Wszystko, co wcześniej trafiało do opowieści Kaya o świecie pod dwoma księżycami znalazło się i tutaj, niestety jakoś uproszczone i pospieszne. Suspensy mogą zaskakiwać jedynie tych, którzy nic wcześniej Kaya nie czytali, postaci są zbyt jak na tego autora jednowymiarowe (straszliwie źli źli), dylematów prawie nie ma a koniec zapada nad powieścią, jakby przygotowano go dla holyłódu. Szkoda. Niech lepiej Kay odpocznie i napisze jakiś kryminał, albo co.
2. "Opętani" Palahniuka. Ktoś najwyraźniej zaufany polecał mi tę powieść, więc sięgnąłem po nią dość szybko i przeczytałem już jakiś czas temu. Ciekawe, że po zakończeniu lektury miałem wrażenia podobne jak po ostatnim Kayu - Palahniuk znowu napisał mocną, drażniącą powieść, której słabość stanowi fakt, że właściwie nie różni się ona specjalnie od takiego "Podziemnego kręgu". Tyle, że tam był przynajmniej suspens, podczas gdy w "Opętanych" od początku wiadomo jak się cała historia skończy. Także przekaz, którego jakoś tam dopatrywałem się w powieści niespecjalnie mnie satysfakcjonował - owszem, nasza cywilizacja bywa do bani, nasza kultura sama się w sobie pogubiła a odkąd elitarność zastąpiliśmy w sposób totalny egalitaryzmem granice przestały istnieć i sami już nie wiemy ani co jest czym, ani kim my jesteśmy. Owszem, skoro każdy może być artystą (inaczej byłoby niesprawiedliwie, a w naszym świecie niesprawiedliwie być nie może), to ani artystów, ani sztuki właściwie nie ma. A skoro w potopie dziełek grafomańskich i pustych zniknęło tak ważne, wyraziste narzędzie do opisu i poznawania świata, to co nam zostało?
No dobra, teraz popłynąłem, znowu palce za mnie myślały - tego wszystkiego po przeczytaniu książki nie pomyślałem. Z racji, że nie oddałem wtedy władzy palcom, moja opinia była znacznie krótsza: "eee, to już było".
Otóż, chyba jednak niekoniecznie.
Poznawanie kolejnych opowieści (bo z opowieści różnych osób składa się całość) dostarczało mi przeważnie satysfakcji. A gdy będąc gdzieś w połowie powieści zasuwałem raźno do pracy, nagle poczułem dreszcz - a jeśli jest tak, jak on pisze? Jeżeli na skraju postrzeganej rzeczywistości (tej, dostrzeganej jedynie kątem oka, jak w "Polowaniu na jednorożca" Resnicka) rzeczywiście żyją ci wszyscy opisywani przez Palahniuka fałszywi bezdomni (i masz - jest tekst o fałszywym bezdomnym w GW), morderczy masażyści i cała reszta dziwacznych, pokręconych postaci? Jeżeli w cieniu naszego świata gnieździ się inny, trochę komiczny, trochę groźny świat? Taki wciąż przenikający się z naszym, odkształcający nasz i na naszym żerujący? Trudno nie poczuć dreszczu.
Jednak "Opętani" Palahniuka zatrważający są z innego zupełnie powodu. Z grubsza opisują to samo, co "Podziemny krąg" - świat jest pokręcony i trzeba skręcić się jeszcze bardziej, by jakoś sobie z nim poradzić. O ile jednak w "Podziemnym..." bohater był typem buntownika rzucającego rzeczywistości wyzwanie, kimś, kto kreował swój własny świat na pograniczu naszego i przygotowywał na nasz świat inwazję, o tyle w "Opętanych" jest jednak znacznie straszniej, bo nikt tu na akt buntu nie ma odwagi. W "Opętanych" z odstręczająca, nieprzyjazną, chciałoby się napisać - nieludzką, rzeczywistością można a nawet rzeba pójść na układ. Spróbować wkupić się w jej łaski, ewentualnie uciec od niej. Bohaterowie "Opętanych" to nie herosi, lecz pokurcze gotowi oddać pokręconemu światu dusze, byleby tylko kupić sobie w nim loże. Tu jest Palahniuk bezwzględny w opisie świata. Czy tym właśnie jesteśmy? Niemal bezwolną, tępą zgrają rozganianą w panice, wciąż uciekającą i zbyt przerażoną, by choćby pomyśleć o oporze? No pięknie.
Dla odprężenia czytam sobie kupioną na taniej biografię Cezara. Kawał drania, ale na pewno nie tępy i potulny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz