Film "Millenium: Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet" obejrzany. Niestety, dołączył długiej listy filmów, którym nie udało się dogonić książkowego pierwowzoru. W dwie i pół godziny filmu upchnięto kilka ładnych zdjęć szwedzkich krajobrazów i stanowczo zbyt mało akcji. Nie chodzi o to, że w filmie nie strzelają się, nie biją i nie ścigają - to akurat wszystko jest. Gorzej, że zrezygnowano z całego wątku zagrożonego upadkiem pisma, aferę, która wpakowała bohatera w kłopoty przedstawiono tylko pobieżnie, skasowano przy okazji jego motywację do nowej pracy (z filmu widz nie dowie się po co bohater ją przyjmuje). Twórcy filmu zrezygnowali też z kilku drobniejszych wątków, dodatkowo zubażając i tak już przecież nieprzesadnie wysublimowaną psychologię postaci. W wyniku wszystkich tych działań powstał film tyleż długi co pusty, mało interesujący. Twórcy niby skupili się w nim na postaciach dwójki głównych bohaterów, cóż, gdy w efekcie ich działań o postaci męskiej nie dowiadujemy się właściwie nic i jedynie postać kobieca zostaje rzeczywiście zarysowana wyraźniej. I tu akurat - jak dla mnie - zbyt wyraźnie. Film "wzmacnia" ją dodając rzeczy, których w powieści nie ma, zmienia także cokolwiek zakończenie - znów niepotrzebnie. Podsumowując - spotkało mnie duże rozczarowanie (a nie byłem przecież specjalnie zachwycony powieścią!). W żadnym razie nie mógłbym polecić filmu osobom, którym książka się podobała. Te zaś, które jej nie czytały powinny się tym bardziej trzymać od filmu z daleka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz