... czyli jak powstają stereotypy i okolice.
Prestiż może i większy, ale obecnie debiutować łatwiej w SFFiH (imo oczywiście) -- większa powierzchnia do zapełnienia opowiadaniami, lepszy kontakt z redakcją (tu również czas oczekiwania na odpowiedź), obecnie też patronat FS (jakby nie patrzeć, dla młodego autora, zafascynowanego "Kłamcą", "Nocarzem" czy "PLO" na przykład, dość naturalny cel). A w NF kto publikuje? Orbit, Szostak, Twardoch, Nowak itp. itd. -- toć ja, Debiutant, się tam pchał nie będę.
Napisała na forum NF Czereśnia, dowodząc, że jeśli już jakieś czasopismo dorobi się opinii "ambitnego" to pozostanie nim choćby drukowało wyłącznie komiksy porno. Z drugiej zaś strony czasopismo z opinią pulpowego pozostanie nim nawet jeśli publikować będzie wyłącznie Szekspira w oryginalnie.
Naturalnie, to sam założyciel SF(itd) deklarował, że chce publikować fantastykę lżejszą, łatwiejszą i przyjemniejszą, niż w założeniach ambitna NF, więc tak bardzo Czereśnia się nie myli. Z drugiej strony z podanych przez nią autorów chyba tylko Nowak nie publikował w SF(itd) - nie jestem pewien Szostaka. Orbit chyba więcej opowiadań opublikował w SF(itd) właśnie, a Twardoch właśnie w tym piśmie opublikował swoje najwięcej wymagające od czytelnika opowiadanie - "Rondo". NF z trudem i późno dostrzegła też Miszczaka, publikującego w SF(itd) dość regularnie, do tej pory nie zauważa, mam wrażenie, Killiana, a i Michał Cetnarowski opowiadania publikował właśnie w SF(itd), nie zaś w NF. Oba pisma dzielą m. in. Garugę/Juraszka i Rogożę. Z kolei NF wypromowała Przechrztę, który profilem pasuje jak najbardziej do Fabryki Słów. Podział jest więc raczej umowny, niż rzeczywisty.
Natomiast zdecydowanie łatwiej w SF(itd) zadebiutować, co zresztą stanowi siłę tego pisma, co więcej jest to siła, której NF brakuje. Bo właśnie ta łatwość debiutu sprawia, że ludzie wciąż sięgają po SF(itd), że pismo to dysponuje dość jasnym przekazem i ofertą - czyli tym, czego NF ciągle brakuje. Oczywiście, ciemną stroną takiej polityki są wszystkie te słabe teksty, które SF(itd) opublikowało, choć niespecjalnie się na to nadawały. Zabawne jednak, że istnieją czytelnicy, którzy najwyraźniej wolą zapamiętać pismo wyłącznie z tych słabych tekstów, ignorując fakt, że zniknęły one z pamięci czytelniczej, a ich autorzy zwykle się jednak nie wybijali, podczas gdy o np. "Rondzie" nie pamiętają i już. Najwyraźniej wielka jest siła stereotypu.
PS. w tytule znalazła się wina nosiwody, bo wpis ten powinien znaleźć się na forum NF, ale on już w wątku, w którym toczy się rozmowa zaingerował moderatorsko, napominając, że temat wątku jest jakby mocno inny niż temat dyskusji. Oczywiście, mógłby część wpisów przekleić, doświadczenie uczy jednak, że tematy przeklejane umierają młodo.
No właśnie.
OdpowiedzUsuńPoza tym gdybym JA przekleił coś krytycznego wobec SFFH do tematu o konkurencji, to jestem pewien, że co najmniej kilka osób odczytałoby to jako Podżeganie Do Świętej Wojny Forumowej (Znowu) :)
No tak, o tym nie pomyślałem. Czyli jednak starasz się być dobry:).
OdpowiedzUsuńEj, no, nie niszcz mi wizerunku.
OdpowiedzUsuńA czy tu oskarżony może się bronić? :) Bo ja bym chciała chociaż rozwinąć moją napisaną naprędce na forum myśl.
OdpowiedzUsuńZ jednej strony jest kwestia dostępu do powierzchni zadrukowalnej i łatwości kontaktu z redaktorem prowadzącym. Tutaj jest a) statystyka ilości opowiadań w numerze (w NF mało i raczej długie, w SFFiH zawsze sporo różnorodnych i chyba przeciętnie krótsze), b) średni czas oczekiwania na odpowiedź od rednacza (dążący do nieskończoności w przypadku MP). Dla debiutanta, dla którego liczy się publikacja jako taka, wygrywa SFFiH.
Dwa: profil pisma. Na początku wydawania SFFiH, wtedy jeszcze jako SF, było tak, że w NF drukowano rzeczy polskie o często kontrowersyjnym poziomie, a SF prezentował o wiele więcej świeżej krwi i tym samym średni poziom opowiadań polskich był chyba wyższy niż w NF (więc ta zakładana pulpowość niekoniecznie przekładała się na to, że pulpowe=gorsze). NF zachowała sobie jednak przywilej drukowania grubych ryb. Potem był taki dziwny czas eksperymentów (Szamanki i inne), a teraz mam wrażenie, że to pokolenie, które wyrosło debiutując w SF, jednak z ważniejszymi rzeczami w większości uderza do NF. A nawet jeśli idzie do SF, to jest to jedno wielkie nazwisko, a w tym samym numerze gąszcz mniej znanych.
Jeśli debiutant dostaje więc do wyboru pismo z małą ilością opowiadań, w których większość stanowią dzieła twórców o wyrobionej marce (więc osobie z zewnątrz trudniej się wbić), albo pismo z większą szansą na wydrukowanie, to chyba jasnym jest, że wybierze to drugie. (Szczególnie wziąwszy pod uwagę patronat Fabryki obecnie).
A w'ogle, to mam wrażenie, że niby ze mną polemizujesz, ale tak naprawdę to nie do końca... Bo na przykład, starałam się nie wartościować: kiepska pornoszitowa pulpa vs. dukaiczna intelektualna orgia, a raczej pod kątem: duże szanse debiutu vs. małe szanse debiutu.