Jak donoszą rozmaite gazety oraz portale, amerykańscy fani "Lost" nie chcą ściągać pierwszego odcinka nowego sezonu, który to odcinek oczywiście wyciekł do sieci przed oficjalną premierą. Nikt nie oczekiwał, że nie wycieknie - to teraz normalne. Czasem przynosi dość zabawne efekty, jak w przypadku "Wolverine", gdzie mogliśmy sobie dzięki temu obejrzeć wersję nie do końca jeszcze doszlifowaną przez speców od efektów specjalnych, czasem smutne, jak w przypadku ostatniego "Terminatora", gdzie dobre, a znane już internautom, zakończenie zmieniono na kiepskie, ale zaskakujące. Niemniej, dotąd, co by nie wyciekało, spotykało się z powszechnym zainteresowaniem. A tu niespodzianka - można nowinkę lostową ściągnąć, można ją obejrzeć na Youtube i mało kto to robi. Dlaczego?
Możliwe, że serial po prostu się znudził, niemniej wciąż posiada dość sporą wierną widownię. I to właśnie fani serialu nawołują do bojkotu pirackich wersji. Oczywiście, czekają na oficjalną premierę także dlatego, że będzie ona jakościowo lepsza niż wersje pirackie. Ale może jest i tak, że jeśli wykona się jakościowo dobry, interesujący produkt i cierpliwym oraz ciekawym marketingiem zbuduje wokół niego otoczkę przyciągającą fanów, to uda się ograniczyć piractwo właśnie w ten sposób? Bez pomocy opresyjnych przepisów, nadętych akcji propagandowych pochłaniających ciężką kasę i dzikich zabezpieczeń i ograniczeń uderzających niemal wyłącznie w tych, którzy i tak nabywają produkt legalnie? "Lost" jest tu dobrym przykładem, jak można wykorzystać internet do promocji, zamiast psioczyć nań i na jego użytkowników. Jeżeli tylko gotowi jesteśmy pomyśleć, wykazać nieco kreatywności, użyć wyobraźni - internet staje się wówczas sprzymierzeńcem twórców, nie ich wrogiem. Tylko, niestety, żeby tak na to spojrzeć, musi się człowiekowi chcieć.
O, to ma być jeszcze jeden sezon "Lost"? To ci zaskoczenie... ;)
OdpowiedzUsuńNa pewno inne metody walki z piractwem byłyby bardziej efektywne od restrykcyjnych zakazów - ale zakazać jest po prostu łatwiej, nie trzeba się wysilać ani kombinować, a myśleć tym bardziej. Ucinamy ręce i głowy i nie dywagujemy jak działa mechanizm piractwa, nie próbujemy go zrozumieć tylko tępimy najprostszymi sposobami. A czas pokazuje, że to zupełnie się nie sprawdza.
Ciekawe, że ten pierwszy odcinek został tak zbojkotowany przez fanów - zupełnie o tym nie wiedziałam.
A ja pobocznie: już od dawna kompletnie nie wiem o co chodzi w lost. Gdzie podziały się polarne niedźwiedzie i popylający przez dżunglę czarny dym?
OdpowiedzUsuńPoza tym, masz rację. Napisz coś z czym się niezgadzam, dla razdierżanija razgawora
Ten bojkot, o którym wspominasz - ja go nie widzę, a obserwuję ten światek wokół serialu, bo sam serial jest dla mnie niezwykle ciekawy (czarny dym pojawia się praktycznie w każdym odcinku, drakenie, a zagadka polarnych niedźwiedzi została wyjaśniona w trzecim sezonie). W ogóle to, co mądrzy ludzie od reklamy robią wokół Lost w Internecie jest genialne - tworzą fikcyjne strony internetowe lotu 815, w których poukrywane są jakieś wiadomości od rozbitków, uruchomiają między sezonami nowe gry sieciowe polegające na rozwiązaniu zagadki, która niejako wprowadza w kolejny sezon... Tam się dzieje, jest ostro, jest ciekawie.
OdpowiedzUsuńNiestety nawet jeśli jakaś część fanów zbojktowała pierwszy odcinek, to i tak namierzy go potem wraz z innymi, dalszymi. Bo Lostów nie da się oglądać pojedynczo, trzeba końską dawkę, inaczej nie działa.
Nieściśle się wyraziłem. Fani nie bojkotują serialu - bojkotują okazję do jego spiracenia:). Sam serial w ten sposób popierają. Bojkot dotyczy zresztą wyłącznie fanów amerykańskich, którzy prędko oglądną te odcinki w normalnych, telewizyjnych warunkach.
OdpowiedzUsuńJestem fanem "Lostów". Są tam odcinki lepsze i gorsze, całość trzyma jednak poziom, choć oglądalność sukcesywnie serialowi spada. Warto jednak zaznaczyć przyczyny tego spadku - spora część "odstępców" stwierdzała na forach, że serial zrobił się zbyt skomplikowany, zbyt dużo w nim SF i w ogóle za dużo trzeba przy nim myśleć. Czy to naprawdę są wady?:).
Drakenie, Lostów naprawdę warto obejrzeć i nawet wybaczyć im soap operowe zagrywki, czasami zbytnią rozwlekłość narracji. Po pierwsze dla kilku odcinków naprawdę niesamowitych, po drugie dla samej opowieści i sposobu jej przedstawiania. Ten serial zrewolucjonizował telewizję, zmienił sposób patrzenia w niej na fantastykę i narzucił poziom, któremu naprawdę trudno dorównać. Owszem, Gallactica była lepsza, ale ją oglądali niemal wyłącznie fani fantastyki, a "Lost" oglądali wszyscy.
Jedyny "problem" z "Lost" to ten, że nie można oglądać go wyrywkowo. Przegapienie choćby odcinka grozi tym, że nie widz nie zrozumie co dzieje się w następnych. Nie można też oglądać "Lost" od dowolnego momentu. Tylko zaczynając od znakomicie, dynamicznie nakręconego pierwszego odcinka (znowu rewolucja - to był wtedy szokująco drogi odcinek - jak na produkcję telewizyjną) widz zostaje "zassany" przez serial - widzi zdumienie, przerażenie bohaterów, jeszcze nie wie kto z nich będzie dla serii znaczący (kilku aktorów było znanych, ale brakowało choćby jednej gwiazdy). Później przyzwyczajamy się do bohaterów, a oni... giną, cholera! Tego też jeszcze w serialach nie było.
Osobną sprawą jest to, o czym napisał Rheged - jedyne w swoim rodzaju akcje wokół serialu, nie tylko inteligentne, wręcz porywające, ale wpisujące się w jego formułę, starające się czasem przekroczyć granicę między fikcją a rzeczywistością, a w każdym razie zamazać ją.
Własnie mój problem polega na zagubieniu się. Przegapiłem jakieś odcinki i potem przestałem łapać o co chodzi. I mam takie przeczucie, ze aby to odpracować musiałbym zacząć od początku. Tylko, czy życie nie jest na to za krótkie?
OdpowiedzUsuńCzy ja wiem? Odcinki trwają po 40 min, jest ich po ok. 20 - 22 w sezonie, a sezonów jest pięć. Oglądając jeden odcinek dziennie załatwiasz całą sprawę w cztery miesiące i nawet się nie spocisz:).
OdpowiedzUsuńChyba że zacznie w czerwcu. Przez lipiec i sierpień może się zdrowo napocić.
OdpowiedzUsuńAkurat wchodzę w fazę oglądania seriali (dotąd wszystko oglądałam wyrywkowo w TV, na zasadzie: raz zdążę, raz nie; wyjątkiem stał się "Dr. House"), więc może nawet ja skuszę się na "Zagubionych", chociaż na pierwszy sezon. Bo te widziane przeze mnie dotąd pojedyncze odcinki nie przysysały do telewizora na tyle mocno, żebym stała się fanką i pochłonęła serial wcześniej.
OdpowiedzUsuńOranea - serial może, ale nie musi przypaść do gustu. Niemniej takie wyrywkowe oglądanie go musi skończyć się porażką, ponieważ wymaga on uważnego oglądania. Inna sprawa, że ciekaw jestem jak oglądałoby się pierwsze odcinki teraz, po latach. Dla mnie "Lost" to takie kolejne "X-files" - serial, który pojawił się niemal znikąd i wywołał rewolucję w telewizji. Tak jak po sukcesach "Monk" i "House" zaroiło się od seriali o geniuszach - dziwakach, tak po "Lost" pojawiły się "Fringe", Flashforward", Meadowsland" i inne.
OdpowiedzUsuńNo właśnie ja sobie odświeżam od pierwszego sezonu na nowo, jestem już na trzecim. I muszę rzec, że pierwszy sezon był do tej pory najsłabszym (no, może czwarty jest gorszy, ale dlatego, że krótszy, bardziej pospieszny... za to ten pierwszy ospały jak nie powiem co...). Moimi faworytami to drugi i trzeci sezon. A bunkier, liczby i przycisk są genialne. Ta historia jest totalnie brawurowa jak na serial, ustępuje tylko Twin Peaks IMO.
OdpowiedzUsuńI dodam Cię chyba do linków, bo ostatnio i tak czytam regularnie.
O, liczby są rzeczywiście doskonałym motywem. Mnie - jakoś tak wyszło - najbardziej podobają się chyba odcinku z Harveyem. Pierwszy, bardzo kingowski w klimacie, właśnie z liczbami i drugi, dickowawy, z którego może wynikać, że Harveyowi jednak to wszystko się wydaje.
OdpowiedzUsuń