Pod wpływem informacji, że grupa fanów wypuściła patch z uaktulnieniami do Planscape:Torment zacząłem planować jeszcze jedną wycieczkę do Sigil. Oznaczało to odłożenie na bok zapoznawania się z Mass Effect2, co przyszłoby mi bez trudu oraz zawieszenie przygody w Trine, z czym może było by już nieco trudniej, bo to bardzo przyjemna gra, ale i to jakoś bym przeżył. Niestety! W wędrówkach w cieniu pomarańczowych wież przeszkodziło mi obejrzenie najnowszego zwiastunu Bioshock2 i zamiast do Sigil wróciłem do Rapture. Gra, która swoją premierę miała w roku 2007, co w przypadku gier komputerowych oznacza spory upływ czasu, moim zdaniem nie zestarzała się ani trochę.
Trailer w lepszej niż blogowa jakości można obejrzeć na tubce.
To kolejny przykład ukazujący, że kreatywne podejście do grafiki, szukanie oryginalności zamiast podkręcania osiągów, przynosi jak najlepsze efekty. Podejrzewam, że po osiągnięciu kolejnego stopnia ewolucji grafiki komputerowej nikomu nie będe się chciało wracać do np. gry "Crysis" oferującej przygody w niemal fotorealistycznie oddanej dżungli. Zastąpią ją jeszcze dokładniej odwzorowujące rzeczywistość produkcje, które też pewnie szybko się zestarzeją. Natomiast "Bioshock", dzięki swej specyfice może cieszyć graczy jeszcze przez kilka lat. Powinien przy tym pójść i na komputerze Drakena i na Nivakonnennów komputerze też. Obecnie można go kupić za ok. 70 złotych. Czy warto? Jeśli nie jest się zapalonym miłośnikiem gier i w ogóle nie czuje specjalnego pociągu do grania - niekoniecznie. Jeśli jednak ktoś czasem chciałby sobie w coś pograć, a nie wie w co, powinien się zastanowić. Gra oferuje ciekawy i dość oryginalny - jak na gry - świat, oraz coś, z czego twórcy gier często rezygnują - fabułę! Streszczając - samolot, którym lecimy rozbija się gdzieś na oceanie, w pobliżu... tajemniczej wyspy. Nie, to nie "Lost":). Wyspa jest maleńka, to właściwie kawałek skały wystający znad morza. Postawiono na nim jednak wieżę kryjącą w sobie windę (na pierwszy rzut oka), która zawozi rozbitka do podwodnego miasta - utopii, do Rapture. Wszystko to dzieje się w okolicach połowy ubiegłego wieku, toteż estetyka gry - architektura, design - dostosowane jest do tamtych czasów, przez co gra może czasem nasuwać skojarzenia z "Fallout" (poprzez styl styl graficzny instrukcji na przykład). Większość graczy i recenzentów porównywała ją z dylogią "System Shock" ("Bioshock" jest pod pewnymi względami spadkobiercą tamtych gier). Mnie pod względem pewnych rozwiązań, czy to w fabule, czy rozwoju postaci "Bioshock" kojarzy też się z "Undying" (kolejną grą, wciąż wartą wypróbowania). Bioshock nie straszy tak, jak wspomniane horrory, aczkolwiek pierwszych kilka minut w korytarzach upadłej utopii potrafi przyprawić o gęsią skórkę. Nie jest to zwykły shooter, zresztą wielu recenzentów narzekało na model strzelania jako niepotrzebnie udziwniany, mało efektywny i ogólnie frustrujący. Mnie on nie przeszkadzał i nadal nie przeszkadza. Może dlatego częściej niż z broni wolę korzystać z mocy PSI (plazmanidów) i np. zamrażać przeciwników albo ciskać w nich umeblowaniem, butlami z gazem itp. itd. Ponadto fakt, że przeciwników wcale nie tak łatwo jest ustrzelić wzmacnia - w moim przekonaniu - klimat gry. Dzięki temu, grając na wyższym niż podstawowy poziom, nie jesteśmy tak pewni siebie jak w większości strzelanek i czujniej rozglądamy się na byle hałas, czy gdy dojrzymy tajemniczy, szybki cień na ścianie.
W grze naszym podstawowym celem jest opuszczenie podwodnego miasta (naprawdę warto zobaczyć jego panoramę!) i powrót do zwyczajnego świata. Niestety, utopia upadła, większość jej mieszkańców popadła w szaleństwo a nieliczni, którzy zachowali zmysły nie ufają sobie nawzajem i będą się starali wykorzystać gracza do swoich celów. Niemal wszyscy oszukują nas w mniejszym lub większym stopniu, ich zdrowie psychiczne także nie jest pewne. Nierzadko kłócą się między sobą starając się przekonać nas do podejmowania wykluczających się nawzajem decyzji. My chcemy jedynie wydostać się z podwodnego piekła, oni obiecują nam pomoc w zamian za kilka przysług.
Prawie dwa lata po tym, jak przeszedłem grę po raz pierwszy wróciłem do niej i bawię się równie dobrze (z zastrzeżeniem, że znam już zakończenie, więc nie mam już frajdy z odkrywania tajemnicy miasta). Z tym większą niecierpliwością czekam na "Bioshock2".
Powód dla którego Bioshock nie zestarzał się jest chyba dość prosty - raczej nie ma konkurencji, jeśli chodzi o klimat i sposób rozgrywki. Do głowy przychodzi mi tak ad hoc jedynie S.T.A.L.K.E.R. wraz z systemem artefaktów (analogicznie do plazmidów), chociaż z tego co kojarzę, nie dawały one możliwości stosowania jakiś nowych form ataków.
OdpowiedzUsuńA teraz wracając do Bioshock'a jako takiego - grafika nie mogła się zestarzeć. Gra była robiona na Unreal Engine 3.0, najpopularniejszym obecnie silniku graficznym. Na dodatek ludzie ze studia Irrational Games dodali nieco od siebie (głównie efekty związane z wodą). Tu od razu wychodzi to co, często ortodoksyjni gracze komputerowi zarzucają ludziom grającym na konsolach - że to przez nich grafika w grach zatrzymała się na poziomie sprzed dwóch lat. Chodzi oczywiście o to, że UE 3.0 jest multiplatformowy - ale to już jest temat na nie jedną wojenkę fanboyów pc'tów i konsol ;)
Crysis może i był fotorealistyczny, może i dało się ścinać drzewa za pomocą karabinków na pojazdach - ale był piekielnie nudny. Zmuszałem się by dojść do końca. I tak nie przeszedłem, chociaż optymalizacja crysisa powalała - na radeonie 9800 pro (karta z 2003) grałem w dx9 na medium w 1280x1024. Teraz to wszyscy czekają na Crysis 2, chociaż znowu blachowcy-ortodoksi jęczą, że grafika nie powali na kolana, bo CryEngine 3 będzie multiplatformowy - czyli podejrzenie, że strona wizualna nie będzie powodować permanentnego opadu szczęki. Tak jakby grafika miała nadrobić słabą grywalność...
ciąg dalszy...
OdpowiedzUsuńCo do designu gry, napisałeś że odpowiada latom 50/60 ubiegłego wieku. Mnie tam się wydawało, że bardziej zakrawało to na lata 30/40. Może kwestia interpretacji. Model strzelania... nie wiem jak to jest na pc'ie. Jak gra wychodziła nadal miałem tego radka, a on nie wspierał sm 3.0 - czyli wszystkie gry na wyżej wspomnianym UE 3.0 nie działały u mnie. Natomiast włączyłem grę na ps3 - i nie był jakiś tak szczególnie udziwniony. Ot 'jet another shooter'. Przy czym to było na początku mojego posiadania tej konsoli, więc nie bardzo ogarniałem jeszcze strzelania za pomocą pada. Nie to co teraz, są świadkowie, że wymiatam ;) Kwestia przyzwyczajenia, bo np teraz trudniej by mi się grało na myszce i klawiaturze.
Jeśli chodzi o klimat zastraszenia i ciągłe obawy przed śmiercią to tylko jeden FPS do tej pory mnie tak pozytywnie zakręcił - Alien vs Predator 2, kampania marine'sa. Dochodził tam jeszcze ten magiczny czujnik ruchu - człowiek niemalże modlił się, by dźwięki wydawane przez ten czujnik były regularne w ciemnych korytarzach ;) Ciekawe jak to będzie z tą nową odsłoną, która ma wyjść na dniach (9 dni).
O i widzę, że dzisiaj jest premiera Bioshock'a 2 :)
I na koniec. To co piszesz, że klimat i design gry jest magnesem na ludzi, w rzeczy samej jest magnesem. Jednych przyciągnie z sporą siłą, innych będzie mocno odpychało. Nie ukrywam, że zaliczam się do tej drugiej grupy ludzi. Po prostu nie lubię takich klimatów (wspomniane wcześniej lata 30/40 lub 50/60 w cudownym USA) - a jako shooter nie powalił mnie na tyle (demo), bym zainteresował się pełną wersją. A zdarzały się przypadki, że nabyłem grę po przejściu (kilkukrotnym) demka, np Battlefield Bad Company lub Resident Evil 5 :)
A widzisz, mnie design przyciągnął, być może właśnie ze względu na pewne skojarzenia z Falloutem. No i - przy porównaniu z masą innych gier - jest oryginalny.
OdpowiedzUsuńWojna pecet vs. konsole mało mnie obchodzi, choć - przyznam - wolałbym mniej gier multiplatformowych. Nie ze względu na grafikę, ale na specyfikę rozgrywki. Gdyby Fallout3 przygotowywany był pod kątem pieca a nie konsoli, może inaczej by wyglądał? Podobnie Mass Effect, w który chętnie bym sobie zagrał, gdyby zastosowano w nim rozwiązanie z Dragon Age, tj. możliwość przejścia do widoku taktycznego i właśnie taktyczne rozegranie walk. Niestety, z sterowaniem gier taktycznych na konsole wciąż jest problem, więc i w Mass Effect i w konsolowej wersji DA takiego widoku nie ma.
Niemniej wciąż rozważam zakup PS3, żeby pograć w Heavy Rain. Ale kupować konsolę dla jednej gry? Hm... L.A. Noir też mnie kusi, ale nie wiem, czy nie ma to być gra na wyłączność X-boxa:(.
Crysis - pełna zgoda. Silnik graficzny bajeczny, gra do bani.
W zastraszaniu AvP był aż za dobry:). Niemniej SystemShock też daje radę, ja pozostaję fanem Undying. Ale najbardziej ostatnio bałem się przy Stalkerze właśnie. Co ciekawe - bardziej nawet, gdy przechodziłem grę po raz drugi - konieczność schodzenia do kanału, gdy już wiedziałem, co tam siedzi była naprawdę przykra:).
A w tej chwili bardzo jestem ciekaw Bad Company2. Bardziej nawet niż Bioshock2, bo w pierwszą część Bad Company nie grałem. Może nawet wróciłbym do strzelania po sieci, hmmm...
Też nie jestem za bardzo za multiplatformowością, bo wtedy ludzie miewają nieprzyjemną tendencję do porównywania wersji, co bezpośrednio prowadzi do ukochanych przez wszystkich wojenek fanboyów. Po drugie, niektóre tytuły ewidentnie kojarzą się z daną platformą, i w sumie powinny zostać na daną platformę ;)
OdpowiedzUsuńFaktem jest, że nie które gatunki raczej nie sprawdzają się na konsolach (strategie), ale też np. wyścigi lepiej się gra na padzie na konsoli. Dochodzi do tego brak potrzeby modernizacji co jakiś czas kompa, by pograć w najnowsze gry - co dla mnie jest już sporym plusem.
Co do zakupu PS3 głównie pod jedną grę, to w sumie ktoś mógłby napisać, że i ja kupiłem swój egzemplarz pod jeden tytuł. Chodzi konkretnie o Metal Gear Solid 4. A wyszło tak, że mam teraz bodajże 12 lub 14 gier - zatem jednak są inne warte uwagi tytuły :) Zresztą, wspominałem już wcześniej, że prawdziwą mocą konsol są tytuły w których można grać w coopa.
A myślałeś nad takim tytułem jak Alan Wake? Chociaż nie wiadomo kiedy zostanie wreszcie wydane... oczywiście tytuł ekskluzywny na x360.
Stalker był fajny, zbugowany, ale wciąż fajny ;) Raz go przeszedłem, najpierw zaliczając zakończenie dla sknery by później normalnie zrobić misję z Strelokiem. To było dość dziwne, że człowiek grał i grał tak, że zapomniał o głównym zadaniu.
Osobiście grałem w Bad Company, ale tylko kampanię dla pojedynczego gracza - bo tyle humoru to dawno nie widziałem w strzelance. Na dodatek mapy były olbrzymie, zaś sama rozgrywka powodowała, że nie chciało się przerywać grania :)
W sieci nie grałem, bo jakoś mnie to nie ciągnęło. Wystarczył mi dobry single.