Właśnie obejrzałem drugi (lepszy od pierwszego) odcinek serialu "Pacyfik". Kończy się, gdy czwórka kumpli opuszcza wreszcie Gualdacanal. Wspinają się po burcie okrętu, zrzucają gdzieś sprzęt i jak mogą najszybciej idą do mesy, gdzie wprawdzie nie czas jeszcze na obiad, ale gdzie mogą dostać gorącą kawę. Z mlekiem i cukrem - cuda, o jakich zdążyli już pewnie zapomnieć. Dopiero co stoczyli morderczą bitwę, wcześniej spędzili długi czas w odcięciu.
Stewart nalewa im kawy i pyta, czy było ciężko. Bo słyszał, że było. Oni milczą, ale gdy chłopak odchodzi, jeden z nich pyta: "skąd wiesz, od kogo słyszałeś?". "Żartujecie? - odpowiada - Wszyscy o was mówią. Piszą o was w gazetach. Jesteście bohaterami".
Dawno temu, gdy miałem wiele lat mniej (nie wspominając o kilogramach), spędzałem wiele czasu w zadymionym pokoju mojego dziadka. A on, gdy nabrała go chęć opowiadał mi o sobie. Niewiele z tego pamiętam. Ale przypomina mi się, jak kiedyś opowiadał, jak przybył do Krakowa. Nie było mu łatwo - pochodził ze Lwowa, w Krakowie prawie nikogo nie znał, nie miał gdzie mieszkać. Poszedł do jakiegoś wojskowego komisarza po pomoc. Tłumaczył, że dopiero co zdjął mundur, szuka jakiejś pracy, jakiegoś lokum. Oficer, Rosjanin w polskim mundurze zbywał go zniecierpliwiony. Wreszcie dziadek nie wytrzymał i zaczął mówić, że walczył, że go odznaczono, generał nazwał jego i jego kolegów bohaterami. Tym zdenerwował oficera.
- Bohater? - zawołał - Bohater? Bohaterowie zginęli na polach bitew! Wy, skorożeście przeżyli, nie jesteście bohaterem! Jesteście tchórzem i dekownikiem!
Ot, tak mi się przypomniało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz