Przez ostatni tydzień chyba zastanawialiśmy się gorączkowo co zrobić z pisaniem o graniu, żeby było takie, jak lubimy, albo takim, jakie moglibyśmy i chcielibyśmy polubić. Orbit, który jest odpowiedzialny za całe to zamieszanie, chyba też się zastanawiał, popełnił bowiem tekst poświęcony grom, spełniający z grubsza postulaty, które pojawiły się w tutejszej dyskusji. Tekst jest niezły, choć niewybitny, próbuje jednak spojrzeć na gry nieco inaczej, ująć zachodzące w nich zjawiska szerzej a jednak analityczniej. Coś podobnego robi na Polygamii Zygmunt Miłoszewski, który machnął ostatnio tekst "Nie ma na co czekać".
Oba teksty, choć interesujące wydają mi się zbyt proste, ale to moje skrzywienie, którego nabawiłem się niedawno - ciągle chcę więcej i głębiej. Co jednak po nich widać, to to, że celują w nowy target, w ludzi, którzy na grach się znają i chcą poczytać coś więcej niż tylko recenzje w ich temacie. Równocześnie nie spełniają te teksty postulatu Czereśni, tzn. nie tworzą nowego języka, ani nie operują fachowym, "growym" słownictwem. Obaj autorzy próbują raczej pisać jak najbardziej otwarcie, zdając sobie być może sprawę, że tematyka, którą podjęli i tak jest już dość hermetyczna. A jednak odnoszę wrażenie, że i tekst Orbita i tekst Mikłoszewskiego, mogliby przeczytać i zrozumieć nawet zupełni laicy. Być może gdyby postulat Czereśni został spełniony, teksty nabrałyby głębokości? Nie wiem.
A co możemy wynieść z naszej dyskusji? Przede wszystkim to, że wszyscy chyba chętnie przyjmiemy krytyczne opracowania gier. Nie udało nam się - chyba - wskazać nowego klucza do recenzji. Pojawił się trop świadomej subiektywności przy recenzjach, opisywaniu raczej własnych przeżyć, niż silenia się na obiektywizm. Zapewne jest to jedna z możliwości.
Tyle ode mnie na razie. Muszę dojść do siebie po weselu i jego konsekwencjach. Gdy znów zacznę myśleć, nastąpi może jakiś ciąg dalszy. Jeśli coś przegapiłem, pominąłem, wytknijcie mi to bezlitośnie.
Moje pierwsze wrażenie było podobne: że ŁO i ZM zatrzymują się o krok przed miejscem, w którym można by było pójść głębiej (przed wejściem do pieczary, znaczy :D). Tuż po przeczytaniu zwerbalizowałam to sobie tak: że opisują zjawisko, ale nie wyciągają z niego wniosków i nie intepretują go, poprzestając tylko na podzieleniu się obserwacją. Nie ma podsumowania: co to zjawisko mówi o graczach, rynku gier, przemianach w myśleniu o grach itd. Choć teraz, jak czytam drugi raz, to myślę też, że może być tak, że to akcenty w tekście są źle rozłożone, że te wnioski może i są, ale umykają, bo nie są osią tekstu?
OdpowiedzUsuńA ja zacząłem się zastanawiać, czy naprawdę ktoś czeka na tą krytykę, której nam brakuje? Odpowiedź jest oczywista - skoro nam jej brakuje, to my na nią czekamy. Spróbujmy jednak sięgnąć nieco dalej.
OdpowiedzUsuńRheged napisał, że przecież gry to czysta rozrywka. W związku z tym większa część publicystyki związanej z grami też powinna skupiać się na elementach rozrywkowych. Gracze nie potrzebują w większości nic więcej. Drzejan podkreślił nawet, że jednym z warunków dobrej recenzji jest humor.
Czy nie jest więc tak, że ta "głębsza krytyka", o której rozmawiamy nie byłaby wyłącznie krytyką skupioną w środowiskach akademickich? A może tam już się to dzieje, tylko my jeszcze tego nie wiemy? Nie widzimy? tu Drzejan mógłby nam pomóc.
Przeglądałem jakiś czas temu opracowania naukowców zajmujących się grami rozrywkowymi (użyłem tego zwrotu, by odróżnić je od gier edukacyjnych, gier - symulacji ekonomicznych i strategicznych). Te, z którymi się zetknąłem zajmowały się głównie RPGami i planszówkami. Gry video są chyba zbyt krótko obecne, by cieszyć się powszechnym zainteresowaniem naukowców. Zobaczmy jak długo czekała na to fantastyka!
Z drugiej strony możliwe, że podlinkowane teksty to dopiero początek. Pierwsze kroki na drodze oswajania się z nowym podejściem krytycznym tak publicystów, jak i autorów.
Patrz! A mnie się dopiero teraz przypomniało to:
OdpowiedzUsuńhttp://ptbg.org.pl/strona.php?id=1
Czeka mnie rychła sklerotyczna starość '-.-