12.01.2011

110. jeszcze trochę mroku

Kombinowanie jakby tu najlepiej podsumować czytelniczo miniony rok uprzytomniło mi, że gdyby kierować się zapiskami na waszejwinie, można by uznać, że w ogóle przestałem czytać. Tak źle nie jest, choć mogłoby być lepiej.

Niedawno ucieszyłem się z wydania kolejnego tomu powieści Jo Nesbo, z wciąż tym samym, coraz bardziej pokiereszowanym Harrym Hole w roli twardego gliny. Spośród wszystkich skandynawskich kryminałów tę serię lubię najbardziej. Wyrasta z tradycji czarnego kryminału, a że Nesbo i pisać potrafi i zna kanon, to i nie popełnia błędów prócz jednego, którego uniknąć chyba nie sposób. Hole to już znany czytelnikowi bohater, swoje przeżył, czytelnik wie czego się po nim spodziewać. W efekcie kolejnym powieściom trudno zaskoczyć czymś nowym. Nesbo chyba zdaje sobie z tego sprawę, zamiast więc silić się na wymuszone oryginalności skupia się raczej na konsekwentnym budowaniu postaci niepokornego komisarza. Kłopot w tym, że jeszcze bardziej niegrzeczny niż w poprzednich tomach Hole już chyba być nie może, trudno też o stworzenie mu realistycznego przeciwnika, który choć dorównywałby tym, z którymi się już zmierzył. "Kawaler" z powieści "Pancerne serce" zwyczajnie nie jest w stanie dorównać "Księciu" czy "Bałwanowi" (wszystko to kryptonimy nadawane przestępcom przez policję). Zresztą "Bałwan" powraca w "Pancernym sercu" w roli mocno przypominającej tę, jaką odgrywał w "Milczeniu owiec" Hannibal Lecter. To zresztą nie przypadek, o ile w "Trylogii z Oslo" Hole zmagał się głównie ze skorumpowanymi policjantami, później przeciwnikami Hole'a byli już głównie szaleńcy. Niestety, ci w literaturze kryminalnej nieco się opatrzyli, osobiście tęsknię za tak oryginalnymi i interesującymi łotrami jak "Książę", czy "Wybawiciel" (w tym przypadku trudno nawet nazwać go prawdziwie czarnym charakterem). Widzę, że popadam w dywagacje zrozumiałe jedynie dla tych, którzy cykl Nesbo już znają.

Zakończę więc krótko (w miarę)- "Pancerne serce" nie oznacza spadku formy Nesbo. Norweskiego autora wciąż interesuje drzemiące w człowieku zło i szaleństwo, jakie może w nas rozbudzić. Tak jak lubi Nesbo przemycił do powieści wątki pozakryminalne. Zastanawiał się już jak człowieka może odmienić nazizm, czy doświadczenie wojny domowej (w Jugosławii). Tym razem Hole zawędruje do Rwandy by obserwować kraj i ludzi dotkniętych destrukcją masakry. Sam komisarz nie wychodzi jak zwykle bez szwanku, znów staje wobec biurokratycznej machiny psutej dodatkowo mieszanką ambicji i niewiedzy polityków, znów jest samotny, znów zdradzany, znów poniewierany, a czytelnik znów ma wrażenie, że świat (nie tylko bohatera i Norwegię) ogarnia coraz większy mrok. To jest chyba ten element, który przyczynia się do siły powieści Nesbo - globalizm zła. Na przestępstwa w Norwegii, na wykoślawienie tych wszystkich nieszczęsnych łotrów, którym potrafimy czasem współczuć, mają wpływ już nie traumatyczne doświadczenia z dzieciństwa, jak miało to miejsce w kryminałach wyrastających z wpływów psychoanalizy, ale właśnie globalne doświadczenie obserwowania zła, które, jak ukazuje Nesbo, wcale nie pozostaje na nas bez wpływu, nawet jeśli oglądamy je tylko w telewizji i wydaje nam się, że możemy zbyć je westchnięciem. Komisarzowi Hole też kiedyś mogło się tak wydawać. A teraz, w kolejnych tomach, staje wobec zła pobudzonego falami destrukcji i koszmaru mającymi miejsce czasem w bardzo odległych częściach świata, który jest tak dziwny, że i policjanci i zwykli ludzie mogą się pogubić. To zresztą kolejny przykład powieści kryminalnej wykraczającej poza mniej lub bardziej ekscytującą opowiastkę o policjantach i złodziejach i wystawiającej światu bardzo niewesołą diagnozę. Ale - teraz ja się powtórzę - czy istnieje jakiś inny rodzaj literatury, który byłby równie predysponowany do pytania o mroczną część ludzkiej natury?

Harry Hole ucieka od świata (bardzo dosłownie, cały czas stara się opuścić Norwegię i ukryć w jakimś egzotycznym kraju), pije i ćpa. O ile alkohol to jeden z stałych atrybutów bohaterów czarnych kryminałów, Nesbo używa go by nadać temu rekwizytowi nowy wymiar. Marlowe, Archer i ich potomkowie pili trochę dla fasonu, trochę dlatego, że w latach 50 samotny facet chcący ukoić nerwy po kolejnym mordobiciu nie miał wielu innych rozrywek. Hole pije, żeby uciec od świata. Sam zresztą przyznaje, że alkohol nie ma dla niego szczególnego znaczenia, równie często sięga po opium (a narkotyk to już oznaka słabości nie hardości jak szklaneczka whisky).

Wydawca wznowił pierwsze tomy serii (oprócz "Człowiek-nietoperz", do którego zdaje się nie ma praw), widziałem nawet "Trylogię z Oslo" w trójpaku. Warto skorzystać z okazji, także i dlatego, że cały cykl jest pisany z robiącą wrażenie konsekwencją w budowaniu obrazu świata. Choć - wyjąwszy trylogię - każda powieść poświęcona jest innej sprawie, jednak wszystkie kolejne mają niebagatelny wpływ i na głównego bohatera i na bliskie mu osoby. To jedna z tych serii, której tomy warto czytać w odpowiedniej kolejności, choć bronią się i jako samodzielne powieści

No i masz, zamierzałem napisać też i o "Imperia i barbarzyńcy" i o "Heavy rain", a tak się rozpisałem o "Pancernym sercu", że nie ma co rozdymać tej notki. Będzie o czym pisać następnym razem, gdy nosiwoda zarzuci mi, że się obijam. Tak, ten wpis to jego wina.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz