29.03.2011

123. po Pyrkonie

Sporym (bo jednak nie wielkim) nieobecnym minionego już Pyrkonu okazał się Jewgienij Olejniczak. O jego opowiadaniu nie mówili wprawdzie dosłownie wszyscy, jednak wspominano o nim podczas paneli dyskusyjnych, szeptano o nim w kuluarach i w poznańskich knajpach. Po powrocie ktoś (sprawdziłem - Sheila) wpisał na forum drugiego obiegu: "właśnie szykuję się na wieczór z najbardziej zachwalanym opowiadaniem na konwencie." Dwa dni po Pyrkonie znalazłem w skrzynce email od towarzysza podróży powrotnej, w którym opowiadanie Jewgienija zostało bardzo dobrze ocenione. Może szkoda więc, że autora tekstu na konwencie zabrakło, ale może stało się dobrze. Jewgienij nabrał cech osoby tajemniczej, może trochę kontestatora. Jeśli zaś jego teksty staną się głośniejsze, będzie mógł wkroczyć na konwent jako uznany i oczekiwany twórca, nie zaś ktoś pukający do czytelniczych drzwi. Chciałbym móc teraz napisać, że dobra literatura wygra bez pomocy promocji, niestety wszyscy wiemy, że to nieprawda.

O opowiadaniu Jewgienija szeptano w tle, nie przedarło się ono na plan pierwszy. Może gdyby więcej osób je przeczytało, udałoby mu się, bo tam właśnie nie istniała żadna konkurencja. Nie zdążyła się chyba na Pyrkon ukazać żadna powieść, która mogłaby zdominować rozmowy. Rok temu wiele mówiliśmy o "Burzy" Macieja Parowskiego, podczas Polconu w dyskusjach powracały powieści Twardocha ("Wieczny Grunwald") i Orbitowskiego ("Nadchodzi"), przebieraliśmy niecierpliwie nogami w oczekiwaniu na "Chochoły" Szostaka i drugą odsłonę cyklu Wegnera. Pyrkon 2011 musiał się obyć bez takich bohaterów. Trochę zawiniły w tym drukarnie, które spóźniły się z wypuszczeniem książek Piotrka Rogoży i Darka Domagalskiego, choć premiery obu były zaplanowane właśnie na Pyrkon. Przy całej jednak mojej sympatii do obu autorów i szacunku dla ich prozy, nie wydaje mi się, by mogły to być powieści równie mocno dyskutowane, jak tytuły wspomniane wcześniej. Co ciekawe mocnym punktem dyskusji nie stał się "Król bólu" Dukaja, choć o opowiadaniu "Linia oporu" wspominano kilkakrotnie. Może jeszcze za wcześnie na omawianie tego zbioru? Podobnie nowa powieść Huberatha jeszcze nie zaistniała mocno. I o niej wspominano, ale nie dyskutowano. Być może i na to było jeszcze zbyt wcześnie

2 komentarze:

  1. O Huberatcie podobno dyskutowano, ale na spotkaniu autorskim MSH, które pokryło się z panelem antropologicznym :E Plus pytanie do sali podczas spotkania z Maciejem Parowskim: "A kto z was właściwie czytał Burzę?" --- i cztery ręce w górze.

    OdpowiedzUsuń
  2. To nic dziwnego, że na spotkaniu z autorem rozmawia się o jego powieściach. Moim zdaniem powieść rzeczywiście nabiera znaczenia, gdy dyskusje nad nią wykraczają poza takie spotkania. Rok temu, gdy rozmawialiśmy na panelu o nowej polskiej fantastyce "Burza" zdominowała prawie połowę (czyli godzinę) spotkania. "Wieczny Gruwald" Twardocha wdarł się przebojem na polconową dyskusję o hard SF. To znaczy, że te powieści zrobiły wrażenie i stały się jakoś ważne. Nawet jeśli czytało je stosunkowo niewiele osób, bo też Parowski nie jest dziś gorącym literackim nazwiskiem dla większości młodocianej braci czytelniczej, a w dodatku nie była "Burza" książką łatwą do odnalezienia i nabycia.

    OdpowiedzUsuń