14.02.2012

181. pogoda na Bareję (nieustająca)

Ilekroć w tej lub innej telewizji pojawia się któryś z filmów Stanisława Barei, ktoś w Polsce wzdycha: "Ale czy młodzi to rozumieją? Czy śmieją się z tego, co my, panie dzieju, z absurdów systemu, czy też z surrealistycznej komedii?". Nagłówki wczorajszych i dzisiejszych gazet (ale także nagłówki sprzed miesiąca i sprzed roku i kilku lat) dowodzą, że "Miś" i reszta filmów bynajmniej nie przeniosły się w krainę abstrakcji i surrealizmu. Oto dziś czytam, że wzniesiony trudem całego narodu Stadion Narodowy, który od dłuższego czasu kojarzy się głównie z wielką niemożnością, opuszczony został przez prezesa Narodowego Centrum Sportu. Co więcej - prezes ów został ponoć do opuszczenia stanowiska zmuszony. Na osłodę prezes otrzymał odprawę liczoną w kwotach, których większość znanych mi ludzi zapewne nigdy nie zobaczy. Pomijam naturalne oburzenie, że ktoś dostał górę pieniędzy za nieudolność. To, co naprawdę wkurza, to świadomość, że taki mechanizm zdaje się być w Polsce normą. A to oznacza, że prawo ekonomiczne "a ten miś sobie zgnije" nadal stanowi podstawową zasadę polskiej ekonomii i polityki. I nic nie wskazuje, by miało się to zmienić.

Mamy już trzech wieszczy, którzy pisali o polskiej duszy, tradycji narodowej, historii i mitologii. Czy nie powinniśmy zwiększyć tego zacnego grona o wieszcza czwartego, krótko i celnie opisującego czym jest pewien element "polskości" i jak przed nim uciekać? "Miś sobie zgnije" jest, niestety, równie ponadczasowe jak tęsknota za utraconą ojczyzną, czy rozważania nad narodowymi demonami. Ba - gnijący miś to właśnie jeden z naszych narodowych demonów, być może obecnie najpotężniejszy i najstraszniejszy. Nie byłoby ujmą dla tytanów naszej literatury, gdyby zasiadł między ich duchami jeszcze jeden, uśmiechający się smutno. Co najwyżej kilku żywych jeszcze kołtunów oburzałoby się, że taki wieszcz to ujma dla Rzeczypospolitej, bo co tam powszechne misiognicie, gdy wielkość i duma sercu!

4 komentarze:

  1. Z prawdziwą przykrością muszę się zgodzić... :-(

    OdpowiedzUsuń
  2. "Udowodnij, że nie jesteś automatem" napisał mi jakiś inny automat. Dziwne.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie do końca się zgodzę. A raczej nie zgodzę się co do "miś sobie zgnije", bo u nas raczej należy wziąć inną część wywodu Ochódzkiego. Przy każdym tak upolitycznionym projekcie powiedziałbym, że funkcjonuje raczej podejście typu: "Dostajemy za tego misia, jako konsultanci, 20% ogólnej sumy kosztów i już". Ergo, całość może nam zwisać kalafiorem, bo projekt polityczny, więc w razie czego w zad weźmie za nas jakiś tam minister (a który w razie powodzenia zbierze wszystkie laury), a my i tak musimy dostać swój procent jako konsultanci. Więc po co się przejmować? Mam w głowie notkę na temat ogólnego zlewactwa naszego i niedługo spróbuję ją skrobnąć (choć o mniejszych bolączkach napiszę).

    OdpowiedzUsuń