16.10.2012

196. elementarna przegrana

Kto wychowywał się czytając o przygodach Sherlocka Holmesa, ten nie odpuszcza żadnego serialu bądź filmu poświęconego wielkiemu detektywowi, tak, jak kochając "Trzech muszkieterów" obejrzy każdy film, o nich - nawet taki, w którym śpiewają po rosyjsku, albo latają sterowcami. Hm, jak na to spojrzeć pod tym kątem, z Holmesem chyba nigdy nie obchodzono się aż tak okrutnie.

Do rzeczy jednak. Ledwie zakończył się drugi sezon brytyjskiego Sherlocka, a zza oceanu już napłynęły niepokojące wieści, o tym, iż ktoś w Usach wpadł na oryginalny pomysł, by nakręcić serial o Holmesie działającym współcześnie. Wieść tę większość skwitowałaby wzruszeniem ramion (wiadomo, Usańcy kręcą własne wersje wszystkiego, co gdziekolwiek na świecie odniosło sukces), gdyby nie towarzyszyła jej informacja, że Watsona w tym serialu zagra kobieta. Sieć zaiskrzyła przez moment od zmagań tych, którzy taką zmianą poczuli się oburzeni z tymi, których oburzyło tak patriarchalne szowinistyczne oburzenie. Szczerze mówiąc nie zarejestrowałem tych starć zbyt wiele. Wedle mojej wiedzy nawet najbardziej stetryczali konserwatywnie patriarchalni mizogini przyjęli wieść o rewolucji seksualnej w Holmesie łagodniej, gdy dowiedzieli się, że Watsonkę zagra Lucy Liu. Tak, i ja należałem do tych, którym to nazwisko osłodziło ból.

Pilot serialu skończyłem oglądać ledwie kilka minut temu. I niestety, chyba nawet obecność Lucy Liu nie skłoni mnie do oglądnięcia drugiego odcinka (tym bardziej, że rolę dla niej napisano - w sumie jak wszystkie chyba - płasko, blado, okropnie). 

Twórcy serialu ogromne ryzykowali podejmując temat teraz. Nie chodzi nawet o to, że ci okropni Brytyjczycy przejawiający talent do kręcenia seriali nieznośnie perfekcyjnych, wykorzystali podobny pomysł wcześniej i - naturalnie - zrobili to lepiej. Nowy amerykański Holmes nie musi mierzyć się ze swoim brytyjskim odpowiednikiem; ci dwaj do tego stopnia nie mają ze sobą nic wspólnego, że nie są w stanie stanąć ze sobą w szranki, pomimo podobieństw, których byśmy oczekiwali z racji, że ich bohaterowie noszą to samo nazwisko i pasjonują się tym samym hobby. Nie, niezręcznie przerysowany, grany na pograniczu histerii przez Johny Lee Millera Holmes nie rywalizuje z Sherlockiem Benedicta Cumberbatcha. Nieszczęściem amerykańskiego Holmesa i odtwarzającego postać detektywa aktora jest fakt, że muszą oni mierzyć się ze współczesnym Holmesem wcześniejszym nawet od produkcji brytyjskiej. Miller staje naprzeciwko faceta o nazwisku Laurie, Holmes musi poradzić sobie z cieniem House'a. I nie daje rady. Na żadnym polu.

Wszyscy wiedzą, że House to Holmes, tylko dla niepoznaki przebrany za lekarza, prawda? House jest odpowiednio genialny, odpowiednio ekscentryczny, odpowiednio gburowaty i egocentryczny. Jest skrzywdzony, samotny i pełen specyficznego uroku. Jest intelektualnie pociągający i autentyczny. Otóż żadnej z tych cech nie ma Holmes grany przez Millera. To nawet nie wina aktora nieco przypominającego fizycznie (w tym serialu) House'a. To wina, jak mi się wydaje, kiepsko napisanej roli i reżysera, który sobie z takim materiałem nie poradził. Nowy Holmes tak bardzo nie chce być Housem, że aż staje się parodią - przerysowaną postacią zagraną w przeszarżowany sposób. 

Gdybyż ten serial mogła uratować Lucy Liu. Niestety, nie ratuje. Także tu twórcy wpadli w pułapkę, jaką sami dla siebie zbudowali. Gdyby, ku uciesze patriarchalnej konserwy, Watsona zagrał mężczyzna, mógłby stać on odpowiednim tłem dla Holmesa, tak, jak to bywa zazwyczaj. Wtedy dałoby się postacią Watsona zagrać, jakoś ją interesująco rozbudować, tak jak w "Housie" zrobiono z Wilsonem, a w "Sherlocku" z... no tak, z Watsonem po prostu. Ale w "Elementary" Watsona gra kobieta. A z czym to się wiąże?

Otóż w Usańskim serialu kobieta partnerująca męskiemu bohaterowi nie może być słaba, rozmemłana, jak dowolny z Watsonów na starcie. Owszem, z czasem dowiadujemy się, że to twardziele, bywa, że grający, jak Wilson, niemal na równych zasadach z drażniącymi geniuszami. Jednak gdy Watsona gra kobieta, w pilocie serialu brakuje czasu na takie subtelne rozgrywanie postaci. Kobieta musi okazać się silna i grać ostro z Holmesem od początku. Inaczej serial okazałby się mizoginicznie patriarchalny. Bo słabe kobiety istniały tylko w patriarchalnych marzeniach, prawda?

I tak to, niestety, wygląda w "Elementary". Lucy Liu od początku zaciska zęby i bierze się z Holmesem za bary. Owszem dostrzega jego geniusz, ale on tylko ją mobilizuje. Nie twierdzę, że twórcy serialu analizowali kwestie "wizerunku kobiety w nowoczesnej popkulturze" i zastanawiali się, czy mogą jej silne i słabe strony rozegrać subtelniej, przekonani, że jeśli to zrobią obrażą armię wojujących feministek. Sądzę, że raczej postępowali wiedzeni odruchem - kobieta musi być silna jak wszystkie te heroiny z reklam proszków, zdrowej żywności, samochodów, czy przyrządów do wyciskania potu. Posłuchali podszeptu popkulturowego odruchu i pokpili sprawę. Pokpili także dlatego, że nie starczyło im sił, by z silnej postaci kobiecej wycisnąć coś więcej, niż tylko silną (i oczywiście inteligentną i przebojową) postać kobiecą. Wrzucili drobny mrok z przeszłości oryginalny jak uśmiech pseudodentysty w reklamie pasty do zębów, może nawet odfajkowali to w jakiejś tabeli dla przeciętnych scenarzystów (bolesna przeszłość - jest!) i zadowoleni poszli na piwo, czy co tam piją marni scenarzyści w USA. Jedyna szansa na uratowanie słabego serialu została zaprzepaszczona. Lucy Liu nie ma czego grać.

Jeśli ktoś się zastanawia - nie zachęcam. "House" kontra "Elementary" prowadzi plus minus nieskończoność do zera. Jak wynik "Elementary" wygląda w starciu z "Sherlockiem" nawet nie odważę się próbować oceniać.

Na pocieszenie napiszę, że oglądnąłem dwa pierwsze odcinki serialu "Misja Afganistan" i są niezłe. Mam na to dowód - słychać wszystkie kwestie wypowiadane przez aktorów. W polskim filmie czy serialu to już powód, by dzieło to nagrodzić.


2 komentarze:

  1. "Hm, jak na to spojrzeć pod tym kątem, z Holmesem chyba nigdy nie obchodzono się aż tak okrutnie."
    Owszem, mój pierwszy Holmes był produkcji radzieckiej - chudy, schizoidalny (tak go zapamiętałem z dziectwa), guglam i proszszsz: http://i.iplsc.com/-/0000TE223IAXWPSX-C116.jpg, wspaniały, angielski do bólu, z tym swoim kapeluszem i fajką po prostu sherlockowy.

    Ale ostatnio najlepszy był serial BBC z uwspółcześnionym Holmesem, w którym Watson właśnie wrócił z... misji w Afganistanie! Czy to nie najlepszy moment, żeby wznowić Holmesa? Niestety, widziałem tylko 4 odcinki i nie wiem, czy są następne.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pamiętam z dzieciństwa, że ten rosyjski Holmes wtedy mi się podobał. I w przeciwieństwie do muszkieterów nie śpiewał.

    Serial BBC ma sześć odcinków - na razie. Jeśli widziałeś cztery, to pewnie widziałeś pierwszy sezon i pierwszy odcinek drugiego?

    OdpowiedzUsuń