28.04.2015

246. Po Pyrkonie

Gdy Joe Haldeman opowiadał o swoim pomyśle na bohaterkę jakiej jeszcze w SF nie było, poczułem lekkie szturchnięcie w ramię. Paweł Paliński nachylił się z drugiego rzędu i szepnął: Jak mu delikatnie powiedzieć, że ja już taką napisałem?

Nie zepsuliśmy amerykańskiemu pisarzowi humoru takim niusem. I tak musiał biegać po panelach skomponowanych pod jego specjalizację" - czyli traktujących o wojnach przyszłości. A przecież na spotkaniu autorskim zaznaczył, że wcale wojna nie należy do jego hobby. Cóż, skoro w Polsce znamy go głównie z "Wiecznej Wojny" właśnie.

I to znamy dość nieliczni chyba, skoro w dedykacji napisał mi: "Dla mojego drugiego fana w Polsce".

W ogóle amerykańscy pisarze nie przyciągali takich tłumów jak, powiedzmy, słowiańscy. Ted Chiang (wydaje mi się, że wracając do Krakowa widziałem jak biegł po peronie, by zdążyć na przesiadkę) mógł tylko patrzeć ze zdumieniem na niekończącą się kolejkę fanów gotowych stać godzinami, by zdobyć autograf Dmitrija Głuchowskiego. Chyba się tym przejął, bo przyszedł na stoisko Insignisu i kupił tam koszulkę "Metro 2033".

Głuchowski cieszy się w Polsce wielkim powodzeniem, prawie kultem. Choć w Rosji i Niemczech jego powieści sprzedają się w większych niż w Polsce nakładach (ale tam ogólnie książek sprzedaje się więcej), to właśnie u nas witany jest ze szczególnym entuzjazmem. Przy czym jego fani stanowią w znacznej mierze zbiór rozłączny z fandomem. To kolejny przejaw zjawiska, które staje się w Polsce coraz wyraźniejsze - fantastyka i Pyrkon uciekają fandomowi. Fani "Metra" niekoniecznie czytają inne powieści fantastyczne, fani fantastyki zaczytani tak w Dukaju, jak i Ćwieku, sarkają na "Metro".  Ale to nie koniec. Jakby się to fanom nie podobało, cykl fantasy Katarzyny Michalak sprzedaje się prawdopodobnie lepiej niż cykl Wegnera. Pamiętacie jak na konwentach sarkano na Dardę - przybysza z zewnątrz? Darda przynajmniej jeździł na konwenty, próbował nawiązać kontakt z fandomem. Michalak zapewne tego nie zrobi. Prawdopodobnie słusznie, istnieje ryzyko, że spotkanie z fandomitami nie skończyłoby się dla niej miło.

Niemniej fantastyka przestaje być naszą (fandomową) własnością. Dawno, dawno temu pisarze pamiętający konwenty, na których rozmawiano niemal wyłącznie o literaturze zaczęli się dziwić obecnością graczy. Potem pisarze i gracze zdziwili się przybyciem otaku. Tymczasem to wszystko były tylko miłe złego początki, rozmaici fani i twórcy mimo wszystko chcieli trochę ze sobą poprzebywać. Dziś nie jest to takie oczywiste.

Na szczęście Pyrkon (i mniejsze konwenty też) to ciągle święto fantastyki pod przeróżnymi przybraniami. Definicja fandomu pewnie znów będzie się zmieniać, a stare pryki będą musiały przełknąć jakoś fakt, że spotkania z pisarzami klasy Haldemana, Chianga czy Fforde odbywać się będą na tle zabawy tłumów fanów, którym te nazwiska nic nie powiedzą. Jeśli taka jest cena za spotkanie z Haldemanem, to chętnie ją zapłacę.

5 komentarzy:

  1. Odniosłem wrażenie, że mimo, iż było fajnie na Pyrkonie to jednak nosisz w sobie pewnego rodzaju rozgoryczenie. Ale czy od lat nie było, że 'stare pryki' brały sobie akredytację, pojawiały się na 2-3h po czym znikały do pobliskich pubów by dyskutować przy kuflach z innymi sobie podobnymi ? ;)

    Pojechałbym na Pyrkon, ale niestety nie będzie to wcześniej jak w 2017. Może zaszaleję i wyskoczę na comiket ? ]:->

    OdpowiedzUsuń
  2. Noszę w sobie rozgoryczenie, że nie wyskakuję na jednodniowy spontaniczny wypad do Japonii;).
    Natomiast rozgoryczenia, że "konwenty się zmieniły od moich czasów" nie czuję. Nie jestem jeszcze aż tak stary, zresztą zacząłem uczestniczyć w konwentach, gdy "dramatyczna" zmiana - gdy "literaci" przestali być wiodącą grupą - już dawno się dokonała. Dla mnie to nie szok.
    Niemniej tęsknię czasem za szkołą na Dębcu i nocnymi rozmowami w hotelowych korytarzach. To taka małomiasteczkowa tęsknota za czasami, gdy wszyscy wszystkich znali, mieli okazję spotykać się ze sobą i nie ginęli w tłumie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten spontan to był taki mocny spontan i szczerze powiedziawszy to nie wiem czy w najbliższym czasie będę jechał w ten sposób do Japonii. Zdecydowanie wolę zaplanowane wypady gdzie w krótkim czasie jestem w stanie zobaczyć dużo/bardzo dużo (co prędzej czy później opiszę u siebie na blogu :D)

      Zdecydowanie rozumiem co masz na myśli - pamiętam swoje pierwsze konwenty, które nie wyglądały jak wielkie targi tylko gdzieś tam na boku, w jakieś szkole zbiera się ekipa ludzi o podobnych zainteresowaniach i człowiek idąc korytarzem widział znajomych i rzadziej obcych niż jak teraz - gdzie trzeba mocno się wysilić by chociaż wyłapać znajomą twarz. Z tego co się orientuję to łódzki Kapitularz mniej więcej tak wygląda/wyglądał.

      Usuń
    2. Takich małych konwentów jest całkiem sporo. W ubiegłą sobotę byłem np. na Smokonie, który konwentem jest jednodniowym. Krakowski Imladris, choć większy od Smokonu, to też impreza szkolnego typu. Ale na małe konwenty nie zjeżdżają się prawie wszyscy, jak na duże.

      Długo będziesz jeszcze siedział w Korei? Ostatnio znowu wróciły mi japońskie smaki, odgrzebałem swoje stare podręczniki i pewnie w przyszłym roku się wybiorę w końcu pozwiedzać ojczyznę Godzilli. Tyle, że może się skończyć dla Japończyków kiepsko. Jak w tym roku postanowiłem jechać do Albanii przez Macedonię natychmiast zaczęły się tam strzelaniny. Kiedyś tak sprowadziłem trzęsienie ziemi na Turcję i powódź stulecia na Rumunię.

      Usuń
    3. To znaczy, w przypadku małych konwentów, że zdecydowanie nie przebijają się medialnie jak te większe. Ale jak już kiedyś wrócę do Polski to pewnie znowu będę na nie jeździł :D

      A jak mowa o powrocie do Polski to oficjalnie mogę napisać, że wrócę za rok (czerwiec 2016). Przedłużyłem kontrakt oraz wizę to też teraz na spokojnie będę mógł sobie robić wypady do Japonii - mimo iż byłem kilka razy to wciąż nie widziałem wszystkiego. Chociaż na tym etapie najlepiej by było mieć własny środek transportu bo perełki zazwyczaj są z dala od głównych szlaków turystycznych... i jeśli chcesz jechać za rok, np. podczas kwitnienia wiśni to powinieneś już zacząć rozglądać się za noclegiem. Nie żartuję - to jest jakaś groteska jak z rocznym wyprzedzeniem trzeba rezerwować :/ W tej chwili chyba już nie ma łóżek w hostelach w Kioto pod koniec Listopada - kiedy kolory liści są najpiękniejsze.

      W razie czego możemy się spotkać w Japonii w przyszłym roku - musisz tylko dać znać gdzie i kiedy będziesz ;)

      Usuń