"Distortion" Cezarego
Zbierzchowskiego czytałem dość długo, chyba przez dwa tygodnie, bo w odcinkach.
Nie dlatego, że przeżywałem tę powieść zbyt głęboko - nie byłem i nie jestem
żołnierzem, moje ewentualne doświadczenie wojny jest całkowicie cywilne i - z
mojego punktu widzenia na szczęście - zewnętrzne. Niemal wszystko, co wiem o
wojnie wynika z lektury książek i ledwie paru, parunastu rozmów z żołnierzami.
Owo zbliżenie się do wojny nastąpiło w moim życiu raz, gdy pojechaliśmy do
Vukovaru gdy miasto to było jeszcze wyludnione po jednej wojnie, a paręset
kilometrów dalej trwała właśnie następna. Ulice i domy zniszczonego miasta nie
były jeszcze całkowicie rozminowane. Jednak najmocniej uderzyła nas wizyta na
cmentarzu o rozstrzelanych grobach. Pomyślałem wtedy, że podobnie mogła
wyglądać Warszawa.
Złożyliśmy znicze na grobach
ofiar wojny, a trzy dni później, w zupełnie innym mieście, oglądaliśmy z
uchodźcami z Vukovaru telewizyjny reportaż o tym, że w miejscu, po którym
dopiero co chodziliśmy znaleziono nowe zbiorowe mogiły. Podejrzewam, że nigdy
nie zapomnę widoku mężczyzny, który w przyciemnionej hotelowej świetlicy poderwał się z
krzesła by podbiec do telewizora i niemal przyciskając twarz do ekranu starał
się wypatrzeć bliskich wśród wyciąganych
z grobu ofiar.
Podczas tej podróży nad naszymi
głowami latały ku Serbii bombowce NATO, chorwaccy policjanci wznosili toasty
bądź klaskali za każdym razem gdy telewizja pokazywała wybuch bomby. Rozmawialiśmy
z młodymi chłopakami, którzy trafili do obozu jenieckiego, słuchaliśmy nakazów,
by nie schodzić z dróg, bo ciągle gdzieś jeszcze wybuchały miny. Tyle mojego
kontaktu z wojną.
Zatem opis codziennego życia w
bazie w wrogim kraju nie poruszył mnie aż tak, jak poruszać mógłby kogoś,
kto podobnych okropności doświadczył. Nie przerywałem lektury dotknięty
osobistym doświadczeniem. Czytałem tę powieść w odcinkach, ponieważ zabierałem
ją ze sobą do tramwajów wożących mnie po Krakowie.
Zbierzchowski przed przystąpieniem do
pisania powieści oczytał się we wspomnieniach żołnierzy i to widać. Pisał z ich
punktu widzenia, cywile są u niego (zazwyczaj) tłem. Tłem czasem
niebezpiecznym, bo czają się między nimi zamachowcy, albo przerażeni wojną
zdesperowani ludzie. Są tubylcami, a zatem obcymi, których trudno pojąć, choć czasem
żołnierze mogą dostrzec, z zaskoczeniem, że owi obcy bywają zaskakująco ludzcy.
Czytając „Distortion” wszedłem
więc w życie żołnierza wysłanego na niegościnne tak pod względem klimatu jak i
kultury ziemie i razem z nim utknąłem w szaleństwie wojny. Wojny, w której
niewiele było heroizmu, która zaczynała mi i bohaterom powszednieć, stawać się
czymś na tyle zwyczajnym, że gdy urywali się na urlopy do domów, tam właśnie
czuli się nieswojo. Nie, że nie ma w powieści śmierci a czasem i bohaterstwa,
ale nie o nich traktuje opowieść. Ona jest raczej o tym, jak potwór, jakim jest
wojna, wchodzi powoli w nasze ciało i staje się naszą krwią, podbitymi przez
koszmar komórkami, jak pożera nasze serca i umysły. O tym jak przywykamy do
nienormalności i koszmaru. I choć szukamy w nich odrobiny światła, która
pozwoli nam zachować resztkę zdrowych zmysłów (miłość do kobiety, trochę
czułości, dobroć okazana dziecku lub zwierzęciu, przyjaźń) to jednak ciemność
cały czas nas pożera.
Ponieważ „Distortion”, przy całym
swoim realizmie współczesnej wojny, to fantastyka, Zbierzchowski mógł pójść o tych
parę kroków dalej niż reporter. I tu właśnie zaczęły się chwile, w których
przerywałem lekturę nie dlatego, że tramwaj zatrzymywał się właśnie na moim
przystanku. Przerywałem, bo musiałem nabrać oddechu, jak po długim zanurzeniu w
podmorskie ciemności, przetrawić to, co przeczytałem. Cezary dysponuje
umiejętnością, którą bardzo szanuje u pisarzy i której wielu szalenie
zazdroszczę. Nie zatrzymuje się w pół kroku. Odważa się pójść w kierunkach, w
które ja choćby boję się spoglądać. Czasem czytelnicy pytają mnie, jak
podchodzę do zabijania swoich bohaterów. Opowiadam im wtedy o postaci,
którą stworzyłem jako łotra, a której zabicie przyszło mi z ogromnym trudem, bo
ją polubiłem. Otóż zabicie postaci to drobiazg, czyn miłosierny w porównaniu z
tym, co swoim bohaterom potrafią zrobić niektórzy pisarze.
Ale nie chodzi o to, by udręczyć
bohatera dla efektu. Chodzi o stworzenie opowieści, w której to udręczenie
staje się ważnym, niezbywalnym elementem.
I Cezary Zbierzchowski to
potrafi. Potrafi skomponować opowieść właściwie i potrafi być bezwzględnym
sukinsynem, który nie zawaha się poprowadzić jej tak, jak należy. Tak, byśmy odkładali
na moment jego znakomitą powieść, by zaczerpnąć nieco oddechu, by spojrzeć za
okno i upewnić się, że światło wciąż ma do nas dostęp. Że gdzieś na ulicy
śmieją się dzieci.
Jeśli ktoś, jak ja, ma szczęście
być kumplem psa, może liczyć na to, że będzie się on kręcił w pobliżu i ochoczo
da się pogłaskać.
Potem: nabranie powietrza w płuca
i nurkujemy w mrok.
Uprzytomniłem sobie, że to, co
napisałem może zabrzmieć nie tyle niepokojąco, co zniechęcająco. A przecież to
powieść, którą czyta się znakomicie, w tym tego słowa znaczeniu, że autor porwał
mnie w stworzony przez siebie świat, w relacje między postaciami. Zżyłem się z
nimi, dzieliłem ich sympatie i wrogości, choć starałem się korzystać z
przywileju obserwatora i spoglądać szerzej, odgadywać tajemnice świata i
przyszłości. Byłem ciekaw tego, co stanie się z nimi dalej; drżałem o nich jak
drżą porwani fabułą czytelnicy, i życzyłem konania w męczarniach draniom. A gdy
powieść otwierała przede mną ową okrutną drogę, gdy kazała zmierzyć się
bohaterom z niezmierzalnym, gdy zmuszała mnie do wędrówki z bohaterami w
ciemność, też nie zmuszałem się do dalszej lektury – przeciwnie porywała mnie
ona jeszcze bardziej. Przerywałem, by nabrać oddechu światła, przerywałem ze
strachu przed tym, co miało nastąpić. A potem wskakiwałem w powieść na główkę i
zasuwałem dalej.
Dobrze, że istnieje fantastyka, dobrze, że istnieją tacy
pisarze jak Cezary Zbierzchowski, dobrze, że istnieją Kasia i Rafał Kosikowie,
którzy takie powieści wydają (a mogliby się bać).
Obrazek pochodzi ze strony wydawcy
Obrazek pochodzi ze strony wydawcy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz