Gazeta Wyborcza zauważyła "Żuławie", a przez to zauważyła i powieść Szostaka. A ja dzięki temu poznałem nową interpretację tej wdzięcznej przecież dla hermeneutykowania powieści. Oto jak zaczyna się notka w GW:
"Chochoły" Szostaka to opowieść o pewnej krakowskiej rodzinie, która odzyskuje kamienicę, uwalniając się od lokatorów, osiedlonych tam w poprzednim ustroju.
Na podstawie tego zdania ujrzałem "Chochoły" jako rodzimy odpowiednik "Delicatessen". Oto jest kamienica i kamienicznicy usuwający w krwawy sposób lokatorów, których chcą się pozbyć. Ale, jak w "Delictessen", akcja spotyka reakcję. Znów cytat z GW:
Po śmierci babci dobra passa rodziny Chochołów odwraca się, a w Krakowie wybucha rebelia.
Oczywiście, to małe nabijać się z redaktora GW, który starał się jak mógł opisać fabułę "Chochołów" w dwóch zdaniach. Niestety, dziś odezwał się we mnie człowiek mały a podły. Bywa i tak. Może też zżera mnie zazdrość, że sam nie dostrzegłem w powieści Szostaka wyjątkowego znaczenia tak nośnego, potencjalnie krwawego wątku, że sam nie wpadłem na to, by przyczynić się do jej promocji w ten sposób?
Przy całym tym wyzłośliwianiu się, uważam, że to miło, iż "Żuławie" zostały dostrzeżone przez GW.
Każda rewolucja zjada swoje chochoły. :-)
OdpowiedzUsuńA silnik GW poleca mi jako następny powiązany artykuł: "Radioaktywni, świecące sutki i... Zobacz prace świetlnego kolektywu [FOTO] >>" Huehuehuehuehuehue
OdpowiedzUsuńDobrą powieść można odczytywać na wiele sposobów :D
OdpowiedzUsuń